Szedł białym
korytarzem, niosąc w ręce bukiet kwiatów. Obojętnym wzrokiem zmierzył
pielęgniarkę wychodzącą z pokoju Yanami. Ona spytała się go, kim jest dla
pacjentki, a po usłyszeniu krótkiej odpowiedzi wpuściła go do środka. Był to
kolejny dzień, kiedy musiał patrzeć na jej bezwładne ciało podłączone do
respiratora. Wolnym krokiem podszedł do łóżka i wstawił kwiaty do wazonu. Potem
usiadł na krześle obok okna i wpatrywał się w blondynkę. Nie spał już od kilku
dni. Jedyne co trzymało go na nogach to litry wypitej kawy. Coraz mniej mówił,
nie jadł i nie wychodził z pokoju szpitalnego odkąd trafiła tam Yanami. On znów
musi przez to przechodzić. W takiej samej sytuacji znajdował się dziesięć lat
temu, kiedy na tym samym łóżku leżała jego matka. Ona również była w śpiączce i
podłączona do aparatury walczyła ze swoim organizmem. Wtedy także do niej
przychodził, kupował kwiaty i przesiadywał całymi dniami przy jej łóżku. Z
nikim nie rozmawiał, nawet z Nadą. Chłopiec mimo, iż jego matka była w ciężkim
stanie, wierzył, że się obudzi. Rok później kobieta zmarła. Jej walka o życie
skończyła się śmiercią już po dwunastu miesiącach, mimo że dawali jej co
najmniej trzy lata na wybudzenie. Beo całkowicie się załamał. Jego psychika nie
wytrzymała, a ciało było wyniszczone, przez ciągły stres, głód i zmęczenie. On
sam trafił na kilkudniową obserwację, a kiedy wrócił do domu nie wychodził z pokoju.
Nikomu nie pozwalał również do niego wchodzić. Chciał być sam, tylko sam.
Wszyscy uszanowali wolę chłopca i nie odwiedzali go. Nikt nie śmiał nawet
składać mu kondolencji. Jedynym dniem, kiedy wszyscy mogli go zobaczyć był
dzień pogrzebu. Chłopiec jako jedyny stał całkowicie z tyłu i patrzył w niebo.
Sam nie zauważył kiedy po jego policzkach spływały słone łzy. W uszach grała
pieśń żałobna, a z niebo również zaczęło płakać. Pogrzeb zakończył się szybko,
gdyż wszyscy chcieli ukryć się przed deszczem. Tylko Beo stał, mokry,
spuchnięty od płaczu, bezsilny…Chłopiec upadł na kolana i głośno załkał nad
grobem matki. Kochał ją całym sercem, oddałby za nią wszystko, nawet życie.
Dlaczego Bóg chce zabrać mu tę miłość? Czym ona sobie zasłużyła na śmierć?
Dlaczego to właśnie ją zabrał do siebie? Beo w tak młodym wieku stracił
najcenniejszą osobę w jego życiu. Teraz gdy na nowo ją odnalazł, również omal
jej nie utracił i nie wiadomo, czy po roku znów go nie opuści, tym razem już na
zawsze. Obwiniał siebie, crne zemilję, Boga, los…nie wiedział kogo ma jeszcze
wymienić, a z jego oczu powtórnie wypływały łzy. Nie ma już przed kim ich
wylewać, żalić się i okazywać swoją słabość. Yanami była i wciąż jest jego
ostoją. Kiedy tylko się obudzi, zabierze ją do parku, popłyną łódką, zwiedzą
Kersis…kiedy tylko się obudzi…
10
czerwca 2004 roku
Sześcioletni
Beo wraz z Nadą i Rubią bawili się na wzgórzu Kersis, zjeżdżając z niej w
beczkach po piwie. Ta trójka zawsze trzymała się razem. Leżeli w jednym wózku,
wychowali się w jednej kołysce, uczyli się w tym samym przedszkolu, a po
wakacjach pójdą do jednej podstawówki. Wszystko malowało się w jasnych barwach.
Tak się przynajmniej wydawało. Może i faktycznie do pewnego momentu była
sielanka, jednak nikt nie myślał, że tak tragicznie się skończy.
W
jednej sekundzie słychać było wybuch, a w dwóch następnych krzyki mieszkańców i
jazgot krwiożerczych kreatur. Trójka młodych wilków przerażona stoi na wzgórzu,
nie wiedząc co ma robić. Tam na dole jest ich rodzina, atakowana przez tą samą
hordę bezlitosnych bestii. Dzieci postanawiają zakraść się do miasta i zobaczyć
co się dzieje. Czeka ich dość długa droga do miasta, ponieważ, by przejść
niezauważonym, muszą obejść wzgórze i podążać niewydeptaną ścieżką. A prowadził
ich Nada, który doskonale znał tą drogę. Powietrze było ciężkie i gęste, a dym
nie pozwalał swobodnie oddychać. Tupot małych wilczych stóp, był niczym w
porównaniu do wybuchów i trzęsącej się ziemi, a im bliżej miasteczka byli, tym
bardziej nasilały się te wszystkie anomalia. Młodzi nieugięcie szli wybraną
ścieżką do Kersis. Na samym tyle był Beo, w środku szła Rubia, która mocno
trzymała rękę Nady, prowadzącego całą trójkę do miasta, którego zarys był coraz
wyraźniejszy. Nagle za ich plecami wybuchła bomba, pozostawiająca po sobie
kłęby duszącego dymu, ogień i ogromną wyrwę w ziemi. Dzieci przyśpieszyły kroku,
wciąż słysząc przeraźliwy jazgot i krzyki swoich rówieśników. Rubia zaczęła
łkać, a Nada widząc to zmarszczył brwi i wzmocnił uścisk dłoni, po czym
sprawnie obmyślił plan dalszej podróży. Po chwili znajdowali się już w Kersis
za straganem z żywnością. Niebieskooki sprawnie przeprowadził swych towarzyszy
do kolejnych kryjówek, a wszystkie coraz bardziej przybliżały ich do schronu w
podziemiach ratusza.
Beo
szedł za Rubią i Nadą, ale i obserwował co dzieje się dookoła niego. Widział
mnóstwo znajomych mu twarzy leżących bezwładnie w kałużach krwi, a także
walczących z bestiami i uciekających w tą samą stronę co oni. Przed jego oczyma
malował się obraz okropnych, bezlitosnych zjaw pędzących za nimi, rozrywających
ich ciała i wyjadających dusze. Chłopiec dostrzegł tam również najdroższą mu
twarz broniącą się przed jedną z tych kreatur. Oblicze jego matki, oblane potem
i krwią, ręce poranione, a nogi ledwie utrzymujące resztę ciała. Chłopiec
widząc rodzicielkę nie mógł się opanować. Dlatego odłączył się od przyjaciół i
biegł w jej stronę krzycząc –Mamo!- Rubia natychmiast obejrzała się za siebie i
zatrzymała Nadę, który ciągnął ją za sobą. Chciał ocalić Beo, jego matkę,
Rubię…wszystkich. Jednakże nic nie mógł poradzić. Wtedy był w stanie uratować
tylko białowłosą, która krzyczała za swoim przyjacielem, który chciał pomóc
matce. Zielonowłosy złapał Rubię w pasie i przerzucił przez bark, ponieważ
dziewczynka zaczęła zwracać na siebie uwagę rozjuszonych duhovi. Biegł tak
szybko jak mógł, by dostać się do schronu. W tym samym czasie myślał o Beo,
którego zostawił razem z jego mamą. Czuł się za to winny, dlatego biegł, by
zawiadomić o tym kogoś, kto by im pomógł.
W
tym samym czasie Beo dociera do matki i chce jej pomóc -Mamo uciekaj ja się nim
zajmę!- krzyczał wyrywając jej kij z ręki -Wynoś się stąd Beo! Tu jest
niebezpiecznie! Poradzę sobie- uspokajała syna. Mimo jej ostrzeżeń chłopiec
upierał się przy swoim, gdyż widział, że kobieta jest zbyt słaba by dalej
walczyć. W końcu udało mu się pozyskać broń. Wymierzył cios w tył przeciwnika
odwracając jego uwagę od rannej. Rozwścieczona kreatura zamachnęła się i
uderzyła Beo w prawe ramię, tym samym wytrącając mu z ręki kij, którym się
bronił. Chłopiec upadł na ziemie mocno krwawiąc. Bestia wydała z siebie
przeraźliwy krzyk po czym zaczęła przymierzać się do uczty na dziecku. Młody
wilk leżał bezbronny z zakrwawionym ramieniem, ciężko oddychając. Matce serce
podeszło do gardła. Mimo ciężkich ran rzuciła się na pomoc chłopcu. W porę
stanęła przed nim przyjmując cios w brzuch. Chwilę potem duhova została zabita
przez jednego z wilków, zanim zadała śmiertelny cios. Kobieta zakaszlała krwią
i upadła ciężko na ziemię, skąd szybko została zabrana przez mężczyznę, który
im pomógł. Nada zdążył na czas zawiadomić o sytuacji w jakiej znajdowała się ta
dwójka. Dlatego szybko wysłano do nich niezbędną pomoc. Obydwoje zostali
przetransportowani wraz z innymi rannymi do szpitala w Gereset, gdzie zajął się
nimi wyszkolony personel. Matka Beo przeżyła, ale szczęście nie trwało długo. Kobieta
wpadła w śpiączkę, z której się już nie wybudziła. Zmarła 13 czerwca 2005 roku.
Natomiast ojciec w tym czasie przejął władzę w stolicy i przestał się
interesować synem. Wszystkie te wydarzenie były dla Beo traumą, którą długo
przeżywał. Nie poddał się żadnej terapii. Po prostu pewnego dnia wyszedł ze
swojego pokoju, nikim i niczym się nie przejmując, postanowił wstąpić do
wojska. Ciężkie treningi miały zastąpić pustkę po stracie matki. Wcale nie
chciał specjalnego traktowania, z racji iż jest synem króla. Wykonywał
wszystkie ćwiczenia sumiennie. Był najlepiej wysportowany i najszybciej radził
sobie z przeszkodami, otrzymywał najwyższe wyniki i w końcu awansował na
dowódcę młodych. Tego również nie chciał. Po prostu tak zatracił się w tym co
robi, że nie zauważył, kiedy stał się w tym tak dobry, a wciąż myślał o matce.
Nie przestał rozmyślać nawet na sekundę. Każdej nocy modlił się za nią, a za
dnia ćwiczył, by stać się dla niej silniejszym. Wszystko robił dla niej, ale
nie dostawał w zamian żadnego znaku. Nie wiedział czy jest już szczęśliwa, czy
go obserwuje, czy wciąż go kocha…Tego nie mógł stwierdzić. Może jest na niego
zła za to, że się wtedy wtrącił, w końcu to przez niego umarła. Nieustannie
zadawał sobie takie pytania, mimo iż na żadne nie znał odpowiedzi.
5
czerwca 2015 roku
W
radiu i telewizji ogłoszone, iż dokładnie 13 czerwca odbędzie się ślub Beo
Klijovy i Rubii Nabeseki w kościele św. Anastazji w Gerset. Po całym Lesie
rozeszło się to w przeciągu kilku dni. Huczne wesele na blisko dwieście osób
miało się odbyć w rocznice śmierci Nevadii Klijovy, matki Beo. Chłopak na wieść
o tym wręcz wybuchł gniewem. Nie czekał z rozmową z ojcem. Nie rozumiał
dlaczego on jest tak obojętny w stosunku do niego i zmarłej matki. Kiedyś Beo
był jego jedynym synem, którego kochał, uczył łucznictwa, z którym chodził na
ryby…Po śmierci Nevadii to przestało mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie.
Wszystko co do tej pory budował runęło. Nie było już miejsca na wycieczki poza
miasto i wspólne łowienie ryb, czy te długie rozmowy na biwaku, pod gołym
niebem. On to zniszczył! To on jest wszystkiemu winien, jednak nie ma ani krzty
współczucia, czy skruchy. W rocznice śmierci swojej żony, planuje ożenić jedynego
syna z kimś kogo on nie kocha. Zaczął traktować Beo jak podwładnego, który ma
wykonywać wszystkie jego rozkazy.
W
drodze do komnaty ojca chłopak rozmyślał nad tym wszystkim, co nie dawało mu
spokoju. Po chwili szedł już długim, bogato zdobionym korytarzem prowadzącym do
pokoju, w którym przebywał jego ojciec. Przed drzwiami stało dwóch ochroniarzy,
którzy na znak Beo natychmiast się odsunęli. Chłopak jednym kopnięciem wywarzył
masywne dębowe wrota, a za nimi siedział Król Klijova- ojciec wilka. Obojętnym
wzrokiem spoglądał na syna, po czym powstał z tronu i idąc w jego stronę z
sarkazmem w głosie spytał –Czym spowodowany jest twój gniew przed ślubem, synu?
Chłopak
miał ochotę porządnie go obić, jednakże wiedział, iż skończy wtedy w areszcie.
Ojciec był zdolny do wszystkiego, począwszy od przymuszonego ślubu, przez
areszt własnego dziecka, a kończąc na wygnaniu. Przecież był królem. Mógł
wszystko, ale tylko jako władca…jako ojciec nie potrafił nic.
-Czym?!
Ty śmiesz jeszcze pytać?!
-Nie
rozumiem twego gniewu, czyż nie powinieneś cieszyć się swoim ślubem?
-Może
i powinienem…ale nie w ten dzień i gdybym kochał Rubię!
-Twoje
uczucia nie mają tu znaczenia, a data jest odpowiednia. Im szybciej tym lepiej.
Beo
słysząc to stracił wiarę w to, że on się kiedykolwiek zmieni. Zapomniał o tak
ważnej dacie. Na dodatek chce wtedy świętować, radować się, śmiać…kiedy jego
syn będzie cierpiał. Nikt nie ogłosiłby wtedy rocznicy śmierci Nevadii. Już
nikt prócz Beo nie pamięta tej daty. Wszyscy przez te dziesięć lat zapomnieli o
tak cudownej kobiecie. Była miła, troskliwa, spokojna, opiekuńcza, pomagała
innym bezinteresownie…była kochającą matką, żoną i przyjaciółką natury.
Doskonale gotowała, wykonywała wszystkie prace domowe, wychowując przy tym
dziecko. Wyszło jej to idealnie. Była także wrażliwa i uczciwa, jej dobroć nie
znała granic. Takich ludzi w dzisiejszych czasach już się nie spotyka, mimo
tego pamięć o niej również zginęła. Beo był gotowy bronić tego dnia i sprawić,
by wszyscy na nowo je zapamiętali.
-Jeśli
faktycznie wyprawisz to wesele, nie masz już syna…- młodzieniec spoważniał, a
jego wzrok wyrażał chęć mordu. Po chwili ojciec odpowiedział:
-Jeżeli
nie wstawisz się przed ołtarzem, nie masz po co wracać do Gereset, a jeżeli
jednak to zlekceważysz, zostaniesz deportowany z Kral’u- chłopak był
wstrząśnięty słowami własnego ojca. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Błagał
Boga by zabrał jego zamiast Nevadię. Faktycznie chciał jego śmierci. Nie uważał
go już za swojego ojca. Był dla Beo bezdusznym, nic nie wartym wrakiem, który
porzucił rodzinę i zatracił się we władzy.
-Wiesz
co jest 13 czerwca, czy już całkowicie o niej zapomniałeś?!- krzyczał ze łzami
w oczach. -Tak wiem. To już nie ma dla mnie znaczenia- serce chłopaka rozpadło
się na kawałki, a oczy zalały łzami. Jak ktoś tak mu bliski może nie mieć dla
niego znaczenia? Przecież to okrutne. To nie moralne! Po prostu…to skamieniałe
serce już dawno się pokruszyło. Tam już nic nie ma, ani miłości, ani Nevadii,
ani Beo.
-Czym
ty się tak szczycisz?- wysyczał ze łzami w oczach –To co masz nie jest nic
warte. Jesteś bezduszny- chłopak wytarł łzy -Brzydzę się tobą- dodał z odrazą.
-WYJDŹ-
donośny, przepełniony gniewem głos ojca rozniósł się po pałacu. Już kilka
pięter niżej wszyscy ze zdziwieniem spoglądali po sobie, ale nikt nie wiedział
co się stało.
-Deportujesz
mnie?- spytał sarkastycznie Beo.
-Po
prostu wyjdź! Nie mam ochoty cię oglądać!- rzekł, wracając na swój tron. Wtedy
chłopak odwrócił się na pięcie i spokojnym krokiem wyszedł z komnaty. Kiedy
opuścił korytarz, który niedawno przemierzał, jego chód przerodził się w
paniczny bieg. Chłopak miał spuszczoną głowę. Chciał za wszelką cenę ukryć łzy,
które na nowo zdobiły jego policzki.
Był rozgoryczony, szukał w kimś oparcia,
ale wszystkich odtrącił. Nadę, Rubię, służących w pałacu, którzy się o niego
martwili, a matki też już nie miał…Powoli tracił grunt pod nogami. Sytuacja go
przerastała. Jednakże on wciąż mógł wrócić. Ktoś, kto bezpowrotnie trafił do
Lasu, nie ma tu rodziny, przyjaciół, ani nawet schronienia. Beo biegł przed
siebie, nie wiedział dokąd chce biec i szczerze nie obchodziło go to. Pragnął
–tak jak ona- po prostu uciec. Wtedy się spotkali. Na zboczu, na którym
siedziała. Kiedy ich spojrzenia się zetknęły wszystko zaczęło się na nowo.
Zarówno dla niego, jak i dla niej. Otworzyli przed sobą nowy rozdział, teraz
razem piszą nową historię, która pozwoli im zapomnieć.
Tę
rocznicę Beo zapamiętał dobrze i źle. Niby spotkało go dużo dobrego, ale
powtarzają się te okropne wspomnienia z jego przeszłości. Jeśli ją teraz
straci…sam nie wie co by zrobił, gdyby to się stało. Ale nie chce się
dowiadywać. Woli, by każda noc ciągnęła się nieubłaganie i w niepewności, niż
aby skończyło się to tak jak dziesięć lat temu.
Godzinę i następną, aż do zmroku, siedział przy jej łóżku. W nocy spał oparty o
metalową ramę, budził się w obecności pielęgniarki proszącej, by opuścił salę. Oślepiająca
biel korytarzy i pokoi szpitalnych przyprawiała go o mdłości. Nie mógł już znieść
otaczającego go nieszczęścia, chorób i smrodu leków. Jego sińce pod oczami,
blada skóra i ciągła obecność w szpitalu, to wszystko dla niej. On tak bardzo
się stara, ale ona wciąż się nie budzi. Poświęciła się dla niego…gdyby nie
stracił wtedy kontroli nad sytuacją nie musiałaby tego robić. Chłopak czuje się
winny za to, że znalazła się w szpitalu. Teraz oglądając jej wypraną z uczuć,
piękną twarz, szmaragdowe oczy, które zostały uwiezione pod powiekami…Chciałby je
zobaczyć. Spojrzeć w tą głęboką zieleń, znów zatracając się w niej do reszty.
Powoli wstał i nachylił się nad nią, trzymając się metalowego oparcia. Zbliżył
do niej swoją twarz, przyglądając się delikatnym malinowym ustom blondynki.
Niemalże czuł ciepło jej warg, ale coś go zatrzymało, usiadł z powrotem na krzesło i oparł się łokciami o łóżko.
-Jestem beznadziejny- wyszeptał zaciskając w rękach śnieżnobiałą pościel.
Następnego dnia
Beo z samego rana przyszedł do tak znienawidzonego pokoju nr 256. Wyrzucił
stare kwiaty, i wstawił nowe. Dzisiaj kupił tulipany. Siedząc na tym samym krześle
co zwykle obserwował zielonooką i słuchał muzyki. Wsłuchując się w słowa
piosenki patrzył na blondynkę.
„Jestem
tu znów
Z dala od ciebie o tysiąc mil
Całkowity nieład, tylko rozproszone kawałki tego, kim jestem
Tak bardzo się starałem
Myślałem, że mogę zrobić to sam
Po drodze straciłem tak wiele”
Z dala od ciebie o tysiąc mil
Całkowity nieład, tylko rozproszone kawałki tego, kim jestem
Tak bardzo się starałem
Myślałem, że mogę zrobić to sam
Po drodze straciłem tak wiele”
Chłopak z
trudem zatrzymywał łzy, które zbierały się w jego oczach. Wszystko co go
otaczało sprawia, że myśli tylko o niej. Stracił ją…To prawda, nie mógł jej
obronić. Tylko ona potrafi go scalić, nadać sens jego życiu, popchnąć do
przodu, wskazać drogę. Bez Yanami, nie wie którędy podążać.
„Wtedy
zobaczę twoją twarz
Wiem, że ostatecznie jestem twój
Znajduję wszystko, co myślałem, że zgubiłem wcześniej
Wzywasz me imię
Przybywam do ciebie w kawałkach
Byś mógł uczynić mnie całością”
Wiem, że ostatecznie jestem twój
Znajduję wszystko, co myślałem, że zgubiłem wcześniej
Wzywasz me imię
Przybywam do ciebie w kawałkach
Byś mógł uczynić mnie całością”
Dlaczego
tak bardzo te słowa go ranią? Droga, którą teraz idzie jest wyboista, kręta,
niebezpieczna. Samotnie przemierza tysiąc mil, by ją zobaczyć, jednakże wciąż
stoi w martwym punkcie. Nie może się ruszyć, jest jakby sparaliżowany. Nigdy
tak naprawdę nie zastanawiał się co czuje do blondynki, kim dla niego jest…Cały
czas sobie powtarza, iż Yanami jest dla niego najważniejsza, że pójdzie za nią
na koniec świata. Mimo tego, nie potrafi powiedzieć dlaczego. Powiedział już
kiedyś „Volim te”.
-Kocham
ją- wyszeptał unosząc głowę. To ona zapełniła pustkę po stracie matki. Yanami
uwolniła go od cierpienia. Po raz kolejny go uratowała, wyprowadziła z
ciemności wzywając jego imię. Uczyniła go całością. To niepewność zatrzymuje go
w miejscu. Kiedy w końcu zaakceptował swoje uczucia może ruszyć dalej. Czeka
go jeszcze długa droga, ale nie spocznie puki nie sprowadzi Yanami z powrotem.
Łzy, które wylał to początek, nowej historii. Nie pozwoli, by powtórzyła się
tragedia sprzed dziesięciu lat.
W
Lesie daleko od stolicy Majke, mieści się mała chatka, a w niej mieszka
kobieta- nieugięta lisica, postrach Eufremii- miasteczka nieopodal Tenrou
(stolicy). Legenda, władająca milionem mieczy i wszelką bronią, jaka tylko
istnieje. Zna tysiące sztuki walk. Jest również piękną kobietą, o krótkich szarych
włosach i mądrych rubinowych oczach. Siedziała na drewnianej posadzce,
polerując swoją oręż. Wtem przed nią pojawił się wilczy posłaniec, z listem w
pysku.
Wojowniczka zmarszczyła brwi i podeszła do przybysza z Kral'u. Pieczęć na kopercie wskazywała na wiadomość od samego Króla. Kobieta zaczęła czytać, a z każdym pochłoniętym słowem była coraz bardziej zdziwiona. Po zapoznaniu się z prośbą władcy sąsiedniej części Lasu spakowała najważniejsze rzezy i czym prędzej wyruszyła do Gereset.
*Królestwo
Lisów*
Wojowniczka zmarszczyła brwi i podeszła do przybysza z Kral'u. Pieczęć na kopercie wskazywała na wiadomość od samego Króla. Kobieta zaczęła czytać, a z każdym pochłoniętym słowem była coraz bardziej zdziwiona. Po zapoznaniu się z prośbą władcy sąsiedniej części Lasu spakowała najważniejsze rzezy i czym prędzej wyruszyła do Gereset.
O jejku jaki smutny rozdział ;.; Popłakałam się :(
OdpowiedzUsuńPlanowałam w nim wiele wyjaśnić...i jakoś mi taki smutny wyszedł ;__;
Usuń