czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 8 - Nowe życie, amnezja

{Na początek kilka słów ode mnie. Bardzo trudno pisało mi się ten rozdział, ale jest on dla mnie na tyle ważny, że chciałam w nim zawrzeć jak najwięcej. Dlatego przepraszam, jeżeli nie wyszedł mi najlepiej, jednakże tłukłam w klawiaturę przez dobre dwa tygodnie i po drodze mogłam trochę się pogubić. Proszę nie zabijcie mnie za niego :< Tym samym, zbliżamy się do zakończenia sagi „Zaćmienie”, ponieważ przewidywałam, iż zmieszczę się z fabułą w dziesięciu rozdziałach i moje obliczenia okazały się poprawne :3}


Stała już przed bramami do Gereset. Jej poważny wzrok mierzył pałac królewski, a myśli sprowadzały się do jednej osoby- blondynki, która wciąż jest w śpiączce. Kobieta ruszyła zatem do siedziby Króla Klijovy w odpowiedzi na jego prośbę. Idąc chodnikiem wpatrywała się w niego, tak jakby liczyła każdą kostkę z osobna. W rzeczywistości rozmyślała nad stanem Yukkaido. Już w momencie, kiedy ujrzała złote runy wiedziała, iż Ceres odnalazła w końcu swojego następcę. Nowa energia rozniosła się po całym Lesie i jest odczuwalna, mimo iż jej właścicielka przebywa w stanie wegetatywnym. Wojowniczka, jako doskonała nauczycielka szkoliła Ceres do walki z demonami, kiedy ta była jeszcze świeżo upieczoną opiekunką Lasu. Stąd też dobrze się znają. Kobieta ma nadzieję, iż spotka się ze starą znajomą przy okazji jej przyjazdu do stolicy. Jest przekonana, że była Matka monitoruje stan duchowy blondynki. Tym czasem Ceres zniknęła bez słowa, co wszystkich zdziwiło. Od miesiąca zielonooka leży na łóżku szpitalnym, a ona ani razu jej nie odwiedziła. Właśnie kapłanki (tak ją wówczas określano) wszyscy wyczekują najbardziej. Każdy myśli, iż to ona potrafi obudzić blondynkę.


Kobieta dociera to pałacu i spokojnie przechodzi do środka. Dozorcy widząc, iż trzyma w ręku list z dobrze znaną im pieczęcią bez słowa wpuszczają ją do komnaty królewskiej. Przybyszka otwiera wrota, a za nimi czeka już na nią autor pisma. Klijova widząc kobietę uchyla przed nią czoła, po czym wita ją serdecznie –Jestem zaszczycony obecnością Tysiąca Oręży. Cieszy mnie, iż odpowiedziałaś na moją prośbę.
-Co z Matką Lasu?- rzuciła gwałtownie. Mężczyzna wiedział, że nie obchodzą ją formalności. Wypuścił z ust powietrze i powstał z tronu. Począł iść do wyjścia, mijając czerwonooką -Chodźmy- dość nietypowo odpowiedział, jednakże najlepszym sposobem na opisanie stanu blondynki będzie wizyta w pokoju szpitalnym nr 256. Kobietę zaintrygowały słowa władcy Kral’u, dlatego bez wahania podążyła za nim w stronę placówki mieszczącej się niedaleko pałacu. Szli w milczeniu, otoczeni przez strażników króla. Nie była zadowolona z tej obstawy, ponieważ sama potrafi się obronić i nie potrzebuje, by ktoś robił to za nią. Mimo tego szła twardo nie narzekając na ich dość ubogie uzbrojenie, opancerzenie, kiepsko wykończone karaceny i źle okute napleczniki. Miecze znając życie też mieli tępe, a co to za eskorta bez ostrej jak brzytwa szabli? To niby jest ochrona?- myślała. Z zadumy wyrwał ją widok szpitala odbijającego się w jej rubinowych oczach. Ciekawość sięgała granic. Teraz idąc po schodach do pokoju, w którym kwateruje blondynka, Ivica zastanawia się czy Ceres też tam jest. Nie ma pewności, iż jej znajoma faktycznie tajemniczo nie zniknęła. Nasuwa jej się najgorsza teza. Na chwilę obecną nie dopuszcza do siebie tej myśli. Mimo tego to dalej tkwi gdzieś w jej głowie. Za niedługo przekona się, czy najczarniejszy scenariusz okaże się adekwatny. Białe drzwi o przypisanej liczbie 256…czy będzie ona szczęśliwa? Zaraz się okaże. Chwyciła za klamkę, nawet nie zapukała, po prostu wparowała do środka jak burza i bezzwłocznie szukała wzrokiem blondynki, a co ważniejsze, jej byłej uczennicy. Zanim zdążyła się przyzwyczaić do oślepiającej bieli jaka panuje w szpitalu, jej oczy widziały już zarys metalowego łóżka. Po chwili oswoiła się z anemicznym ornamentem i światłem wyciekającym z okien, które odbijało się od śnieżnobiałych ścian, niemiłosiernie bijąc po oczach. Rubinowym tęczówkom ukazuje się Yanami, a tuż przy jej łóżku siedzi Beo. Kobieta wciąż gorliwie bada wzrokiem kwaterę w poszukiwaniu swojej dawnej podopiecznej –Gdzie jest Ceres?- dopytuje się obecnych o rówieśniczkę.
-Niestety nikt nie widział jej od zakończenia bitwy z crne zemilją- westchnął Król. Kobieta momentalnie zbladła. Mimo usłyszanej odpowiedzi wciąż nie dopuszcza do siebie tej wiadomości. Czyżby, zaryzykowała swoją wolność dla nowej Matki Lasu? Jeśli tak…- Ivica zatraciła się w swoich myślach. Jej oczy zasnuł strach i bezsilność. Nie mogła uwierzyć w taki obrót spraw. Zawsze spokojna, opanowana i niewzruszona, teraz uchodzi na granicy załamania. Kobieta niepewnie podeszła do łóżka, przyglądając się blondynce. Wyciszyła swoje myśli i skupiła energię w celu zwizualizowania wspomnień z 13 czerwca. Chwyciła dłoń zielonookiej, tym samym nawiązując kontakt między nimi. Przez ręce poczęła płynąć ogromna ilość impulsów, docierających do mózgu. Przed oczami kobiety pojawił się zarys wydarzeń z czerwcowego pojedynku. Prawda jest taka, iż w czasie bitwy, gdy Yanami użyła tak mocnego zaklęcia, jej ciało nie wytrzymało i rozpadło się na miliony kwarcowych drobin. Ceres, by zapobiec śmierci zielonookiej, oddała ogniwo, które łączyło się z jej duszą, a ciałem blondynki. Powstało ono, kiedy dziewczyna znalazła się w lesie. Na polu bitwy duszę kapłanki wchłonęła Yanami, dając jej drugie życie. Złotowłosa odrodziła się na nowo. Jednakże dusza nie zdążyła się jeszcze przyzwyczaić do ciała, dlatego dziewczyna zapadła w tymczasową śpiączkę. Ceres odeszła bez słowa. Ivica nie zdążyła się z nią nawet pożegnać, nie miała okazji zobaczyć jak bardzo urosła. Straciła ją, a teraz ma opiekować się jej następczynią. Król zawarł w liście również warunek o szkoleniu bieżącego pokolenia opiekunów Lasu. Historia zatacza swoje koło. Ceres przyszła na świat, gdy marł ówczesny kapłan, dorastała ucząc się pod nadzorem Ivici, przygotowując ją do bitwy, którą finalnie stoczyła. Walczyła dla nowego życia, przypłacając to swoim. Coś kosztem czegoś. Zawsze gdy jeden człowiek się rodzi, w tym samym momencie drugi umiera. Nikt nie wie ile dane jest nam żyć. Każdy pisze swoją historię sam, a ostatnią kropkę nad „i” stawia Bóg.



Mimo iż Ceres nie posiada już ciała, jej dusza mieszka w ciele Yanami. Kobieta stała się częścią umysłu blondynki. Można by rzec, iż ma dwie osobowości. Będąc z zielonooką przebywasz również z Ceres. Jednakże blondynka wciąż posiada jedno serce i jedno ciało. Otrzymała drugą duszę, z którą musi się porozumieć. Jeżeli jej nie zaakceptuje, nigdy się nie wybudzi. Niestety nie ma leku na tolerancję drugiej duszy. Nikt nigdy nie przewidział takiej sytuacji. Natomiast Ivica poukładała sobie każdy szczegół i powiązała wszystkie niewykluczone opcje, jakie może w tak nietypowej sytuacji wykorzystać. Stwierdziła iż na chwilę obecną nie będzie nikogo informować o swojej tezie. Jeżeli okaże się ona błędna, może przypłać to życiem blondynki. Schemat miała już obmyślany, dlatego bez wahania przystąpiła do jego realizacji. Musiała wpierw dostać się do podświadomości dziewczyny i spowodować, by ta obudziła w sobie swoją druga duszę. Szaro-włosa specjalizowała się kiedyś w dziedzinie umysłowej i duchowej. Będąc szamanką, pobierała nauki u Kapłana XXIX– poprzednika Ceres. W niedługim czasie zaczęła fascynować się walką i rynsztunkiem, postanowiła wówczas, iż zostanie pierwszej klasy wojownikiem. Przez dwadzieścia lat doskonaliła się w tej płaszczyźnie, która szybko stała się jej pasją. Poszerzała swoje horyzonty dzięki szkoleniom duchowym, a całą swoją wiedze przekazywała jej wychowankom, a pierwszą z nich była Ceres. Drugą okazała się być Yanami, aczkolwiek kobieta czuje, iż nie obcuje tylko z duszą blondynki, ale i poprzedniej opiekunki Lasu. Ivica potrafi dostrzec chaos, panujący w umyśle dziewczyny. Wciąż walczy z duszą Ceres, nieugięcie broniąc swojego terytorium. Żaden lekarz nie stwierdziłby, iż w tak małym ciele obcują dwa potężne umysły. Nie wiadomo czy technika na tyle się rozwinie, że będzie można monitorować stan duchowy pacjentów. Posiadanie dwóch świadomości jest stwierdzeniem abstrakcyjnym, dlatego nauka porzuciła ten temat. Yanami jest pierwszym w historii przypadkiem, jednakże nikt nie mógł tego zdiagnozować. Dzięki czerwonookiej, blondynka ma spore szanse na wybudzenie. Jedyne co trzeba zrobić to powtórnie nawiązać kontakt duchowy między Ivicą, a Yukkaido. Wymaga to zachowania wysokiej koncentracji i całkowitego wyciszenia umysłu i ciała. By wszystko poszło zgodnie z planem w pokoju nie może być nikogo prócz nich obydwu. Kobieta wie, iż szczególnie problematyczne będzie wyeksmitowanie stąd Beo, bo to on jest najbliżej blondynki. Wyczuwa wokół niego wiele burzliwych fal, które mogą zakłócić kontakt. Na jego twarzy wymalowany jest obraz nostalgii, gołym okiem można dostrzec, że troszczy się o blondynkę. Wciąż przy niej czuwa. Jeżeli jednak nie będzie chciał opuścić sali, nie ma mowy o przeprowadzeniu infiltracji duchowej.
-Mam pewną sprawę do Matki Lasu, mogę prosić was o opuszczenie na chwilę sali?- spytała spokojnie. Beo uniósł jedną brew i wstając z krzesła zmierzył wzrokiem czerwonooką. Ta również nie szczędziła przenikliwych spojrzeń. Była wręcz pewna, że trudno jej będzie się z nim uporać.
-Kim ty w ogóle jesteś? Wparowałaś tu bez słowa, a teraz chcesz abyśmy wyszli, jakoś mi to nie pasuje- chłopak wciąż groźnie patrzył na stojącą po przeciwnej stronie łóżka kobietę.
-Potrzebuję chwili by skontaktować się duchowo z Matką Lasu, jeżeli mi się to uda, będziemy mogli stwierdzić co wywołało śpiączkę- Ivica nie mówi całej prawdy. Już raz, poprzez dotyk dłoni udało jej się połączyć z umysłem blondynki. Na chwilę obecną nie może wyjawić celu swoich działań. Nie chce też nikomu robić zgubnej nadziei, że Yanami za jej pośrednictwem się wybudzi.
-Ta kobieta to legenda, serbska wojowniczka z Majke, zwana także Tysiącem Oręży- Ivica Praznina- oznajmił starszy Klijova. Beo wciąż niedowierzał w intencje czerwonookiej, gdyż nie wyglądała mu na tą legendarną wojowniczkę z lisiego królestwa, o której tyle słyszał. Być może omamiła ojca i chce teraz porwać Yan- tyle myśli przelatywało przez jego umysł, że nie był w stanie wierzyć tajemniczej kobiecie. Trwając w przekonaniu, iż Ivica chce wyrządzić krzywdę zielonookiej, chłopak przeciwstawiał się jej woli.
-Nie mam zamiaru opuścić tej sali- zadeklarował.
-Jeśli jej nie opuścisz, to ja zabiorę stąd dziewczynę- kobieta była na tyle zdeterminowana, że słowa bruneta nie wiele dla niej znaczyły. Zawsze marzyła, by porozmawiać z kimś, kto przebywał w stanie wegetatywnym. Ta część niej, która wciąż pasjonuje się kontaktem między duszami, dała jej się we znaki. Przez kilka dobrych lat była medium, ale mimo, iż porzuciła ten fach, w jej sercu wciąż mieszka szamanka z czasów młodości.  
-Beo zaufaj jej. Wszyscy chcemy, by Yanami się obudziła, a ona może w tym pomóc- prosi ojciec chłopaka, który w pełni ufa swojej lisiej znajomej.
-Dobrze, ale jeżeli zrobi coś Yan, to nie wyjdzie stąd żywa- wysyczał przez zęby, wychodząc z pokoju -Ależ problematyczne dziecko- westchnęła szaro-włosa.
-Przepraszam cię za niego, proszę rób co do ciebie należy- wszyscy wyszli z pokoju szpitalnego, by Ivica mogła wejść w głąb podświadomości zielonookiej. Wokół łóżka zaczęło wirować powietrze, a kobieta zaczęła wypowiadać słowa zaklęcia, które ma na celu umożliwić jej porozumienie słowne z Yukkaido.
Zgromadzeni przed pokojem nr 256, w niecierpliwości oczekiwali na wiadomość od czerwonookiej. Beo stał oparty o ścianę tuż przy drzwiach. Wbił wzrok w podłogę rozmyślając nad obecnością Tysiąca Oręży, jak się rzekomo przedstawiła. Wciąż nie wierzy, iż jest autentyczna w tym co mówi. Sam już nie wiem co o tym myśleć…
Wtem jego wyczulone uszy nabrzmiał głos zielonookiej. Chłopak myśląc, że to tylko złudzenie przeczesał włosy palcami i głośno wypuścił powietrze z ust. Po chwili znów usłyszał głos, tym razem ojca –Beo, słyszałeś Yanami?- po tych słowach chłopak w zdziwieniu wytrzeszczył wzrok i bez namysłu wpadł do pokoju. Jego oczom ukazała się Ivica siedząca przy łóżku, na którym spoczywała Yanami, tym razem w pozycji pionowej. Żółtooki natychmiast podbiegł do niej i przytulił ją do siebie. Ona jednak nie odwzajemniła uścisku, tylko odepchnęła go od siebie. Beo oszołomiony patrzył na blondynkę, której twarz ukazywała strach i dezorientację.
-Yanami co się dzieje?- spytał podchodząc bliżej –Stój! Nie podchodź!- wykrzyczała w jego stronę. Chłopak nie wiedział, jak ma to odebrać, czy on coś jej zrobił, czymś uraził? Po chwili zielonooka chwyciła mocno kołdrę i odsuwając się jak najdalej przerażona spytała:
K-Kim wy jesteście?!

Złotowłosa posiada teraz dwie dusze. Temu anormalnemu zjawisku towarzyszy zazwyczaj amnezja. Jaźń stawia opór obcej duszy, a posiadanie ich obydwu sprawia, iż umysł nie jest w stanie ogarnąć i scalić tak dużej ilości wspomnień.
Pielęgniarka słysząc krzyki wpadła do pokoju i powiadomiła  ordynatora o stanie blondynki. Lekarz wyprosił wszystkich z pokoju i zakazał odwiedzin na jakiś czas.
Beo nie mógł się pogodzić z tym, że Yanami go nie pamięta. Ciągle przychodził do szpitala, jednakże za każdym razem otrzymywał zakaz wchodzenia do pokoju blondynki. Po tygodniu Lekarz wyraził zgodę na ponowne odwiedziny, jednakże przed tym poprosił Beo do swojego gabinetu.
-Amnezja?
-Tak. Nie wiemy jeszcze w skutek czego doznała utraty pamięci, ale wnioskuję, iż zapomniała wszystkiego. Nie wie nawet jak się nazywa.  
-Czy ma to związek z kobietą, która przyszła tu tydzień temu? Chciała ponoć nawiązać jakiś kontakt duchowy z Yanami. Nie do końca jej wierzyłem, ale może jej działanie wywołało u Yan amnezję?
-Nic nie wiesz o tej kobiecie?
-Wiem. To Ivica Praznina. O ile pamiętam, to przebywa teraz w pałacu królewskim.
-Dziękuję za informację.
-Ja również, czy mogę się już spotkać z Yanami?
-Tak, tylko nie zadawaj jej żadnych pytań. Niech na razie oswoi się z nową sytuacją. Nie staraj się też jej niczego nie przypominać. Zazwyczaj się to nie sprawdza.
-Rozumiem.
Po wyjściu z gabinetu ordynatora, chłopak był wyprany z uczuć. Moment, kiedy Yanami go odepchnęła i co gorsze bała się go, był dla niego jak postrzał w serce. Na dodatek ma teraz udawać, że się wcześniej nie znali. Był w rozsypce, z każdym krokiem, który przybliżał go do pokoju szpitalnego bał się, że Yanami znów go odrzuci, a on nie chce patrzeć na jej przerażoną twarz.
Stojąc już przed białymi drzwiami, na których widniał odcisk jego buta, sprzed tygodnia, niepewnie położył swoją prawą dłoń na klamce. W lewej trzymał bukiet kwiatów- szafirowych róż. Kiedy otworzył drzwi, oślepiająca biel uderzyła jego złote tęczówki, przyćmiewając mu pole widzenia. Po chwili, gdy zasłonił ręką twarz, podszedł do łóżka. Wtedy słońce zakryły chmury.
W uszach Beo odbijał się dźwięk kropli deszczu stukających w dach. Przez otwarte na oścież okno przedostawał się niemiły, chłodny wiatr, który otulał ciało chłopaka. On natomiast wypuścił z rąk bukiet i wpatrywał się na puste łóżko, przy którym zabrakło nie tylko prześcieradła, ale i blondynki.


sobota, 9 maja 2015

Rozdział 7 - Wspomnienia

Szedł białym korytarzem, niosąc w ręce bukiet kwiatów. Obojętnym wzrokiem zmierzył pielęgniarkę wychodzącą z pokoju Yanami. Ona spytała się go, kim jest dla pacjentki, a po usłyszeniu krótkiej odpowiedzi wpuściła go do środka. Był to kolejny dzień, kiedy musiał patrzeć na jej bezwładne ciało podłączone do respiratora. Wolnym krokiem podszedł do łóżka i wstawił kwiaty do wazonu. Potem usiadł na krześle obok okna i wpatrywał się w blondynkę. Nie spał już od kilku dni. Jedyne co trzymało go na nogach to litry wypitej kawy. Coraz mniej mówił, nie jadł i nie wychodził z pokoju szpitalnego odkąd trafiła tam Yanami. On znów musi przez to przechodzić. W takiej samej sytuacji znajdował się dziesięć lat temu, kiedy na tym samym łóżku leżała jego matka. Ona również była w śpiączce i podłączona do aparatury walczyła ze swoim organizmem. Wtedy także do niej przychodził, kupował kwiaty i przesiadywał całymi dniami przy jej łóżku. Z nikim nie rozmawiał, nawet z Nadą. Chłopiec mimo, iż jego matka była w ciężkim stanie, wierzył, że się obudzi. Rok później kobieta zmarła. Jej walka o życie skończyła się śmiercią już po dwunastu miesiącach, mimo że dawali jej co najmniej trzy lata na wybudzenie. Beo całkowicie się załamał. Jego psychika nie wytrzymała, a ciało było wyniszczone, przez ciągły stres, głód i zmęczenie. On sam trafił na kilkudniową obserwację, a kiedy wrócił do domu nie wychodził z pokoju. Nikomu nie pozwalał również do niego wchodzić. Chciał być sam, tylko sam. Wszyscy uszanowali wolę chłopca i nie odwiedzali go. Nikt nie śmiał nawet składać mu kondolencji. Jedynym dniem, kiedy wszyscy mogli go zobaczyć był dzień pogrzebu. Chłopiec jako jedyny stał całkowicie z tyłu i patrzył w niebo. Sam nie zauważył kiedy po jego policzkach spływały słone łzy. W uszach grała pieśń żałobna, a z niebo również zaczęło płakać. Pogrzeb zakończył się szybko, gdyż wszyscy chcieli ukryć się przed deszczem. Tylko Beo stał, mokry, spuchnięty od płaczu, bezsilny…Chłopiec upadł na kolana i głośno załkał nad grobem matki. Kochał ją całym sercem, oddałby za nią wszystko, nawet życie. Dlaczego Bóg chce zabrać mu tę miłość? Czym ona sobie zasłużyła na śmierć? Dlaczego to właśnie ją zabrał do siebie? Beo w tak młodym wieku stracił najcenniejszą osobę w jego życiu. Teraz gdy na nowo ją odnalazł, również omal jej nie utracił i nie wiadomo, czy po roku znów go nie opuści, tym razem już na zawsze. Obwiniał siebie, crne zemilję, Boga, los…nie wiedział kogo ma jeszcze wymienić, a z jego oczu powtórnie wypływały łzy. Nie ma już przed kim ich wylewać, żalić się i okazywać swoją słabość. Yanami była i wciąż jest jego ostoją. Kiedy tylko się obudzi, zabierze ją do parku, popłyną łódką, zwiedzą Kersis…kiedy tylko się obudzi…


10 czerwca 2004 roku

Sześcioletni Beo wraz z Nadą i Rubią bawili się na wzgórzu Kersis, zjeżdżając z niej w beczkach po piwie. Ta trójka zawsze trzymała się razem. Leżeli w jednym wózku, wychowali się w jednej kołysce, uczyli się w tym samym przedszkolu, a po wakacjach pójdą do jednej podstawówki. Wszystko malowało się w jasnych barwach. Tak się przynajmniej wydawało. Może i faktycznie do pewnego momentu była sielanka, jednak nikt nie myślał, że tak tragicznie się skończy.
W jednej sekundzie słychać było wybuch, a w dwóch następnych krzyki mieszkańców i jazgot krwiożerczych kreatur. Trójka młodych wilków przerażona stoi na wzgórzu, nie wiedząc co ma robić. Tam na dole jest ich rodzina, atakowana przez tą samą hordę bezlitosnych bestii. Dzieci postanawiają zakraść się do miasta i zobaczyć co się dzieje. Czeka ich dość długa droga do miasta, ponieważ, by przejść niezauważonym, muszą obejść wzgórze i podążać niewydeptaną ścieżką. A prowadził ich Nada, który doskonale znał tą drogę. Powietrze było ciężkie i gęste, a dym nie pozwalał swobodnie oddychać. Tupot małych wilczych stóp, był niczym w porównaniu do wybuchów i trzęsącej się ziemi, a im bliżej miasteczka byli, tym bardziej nasilały się te wszystkie anomalia. Młodzi nieugięcie szli wybraną ścieżką do Kersis. Na samym tyle był Beo, w środku szła Rubia, która mocno trzymała rękę Nady, prowadzącego całą trójkę do miasta, którego zarys był coraz wyraźniejszy. Nagle za ich plecami wybuchła bomba, pozostawiająca po sobie kłęby duszącego dymu, ogień i ogromną wyrwę w ziemi. Dzieci przyśpieszyły kroku, wciąż słysząc przeraźliwy jazgot i krzyki swoich rówieśników. Rubia zaczęła łkać, a Nada widząc to zmarszczył brwi i wzmocnił uścisk dłoni, po czym sprawnie obmyślił plan dalszej podróży. Po chwili znajdowali się już w Kersis za straganem z żywnością. Niebieskooki sprawnie przeprowadził swych towarzyszy do kolejnych kryjówek, a wszystkie coraz bardziej przybliżały ich do schronu w podziemiach ratusza.
Beo szedł za Rubią i Nadą, ale i obserwował co dzieje się dookoła niego. Widział mnóstwo znajomych mu twarzy leżących bezwładnie w kałużach krwi, a także walczących z bestiami i uciekających w tą samą stronę co oni. Przed jego oczyma malował się obraz okropnych, bezlitosnych zjaw pędzących za nimi, rozrywających ich ciała i wyjadających dusze. Chłopiec dostrzegł tam również najdroższą mu twarz broniącą się przed jedną z tych kreatur. Oblicze jego matki, oblane potem i krwią, ręce poranione, a nogi ledwie utrzymujące resztę ciała. Chłopiec widząc rodzicielkę nie mógł się opanować. Dlatego odłączył się od przyjaciół i biegł w jej stronę krzycząc –Mamo!- Rubia natychmiast obejrzała się za siebie i zatrzymała Nadę, który ciągnął ją za sobą. Chciał ocalić Beo, jego matkę, Rubię…wszystkich. Jednakże nic nie mógł poradzić. Wtedy był w stanie uratować tylko białowłosą, która krzyczała za swoim przyjacielem, który chciał pomóc matce. Zielonowłosy złapał Rubię w pasie i przerzucił przez bark, ponieważ dziewczynka zaczęła zwracać na siebie uwagę rozjuszonych duhovi. Biegł tak szybko jak mógł, by dostać się do schronu. W tym samym czasie myślał o Beo, którego zostawił razem z jego mamą. Czuł się za to winny, dlatego biegł, by zawiadomić o tym kogoś, kto by im pomógł.
W tym samym czasie Beo dociera do matki i chce jej pomóc -Mamo uciekaj ja się nim zajmę!- krzyczał wyrywając jej kij z ręki -Wynoś się stąd Beo! Tu jest niebezpiecznie! Poradzę sobie- uspokajała syna. Mimo jej ostrzeżeń chłopiec upierał się przy swoim, gdyż widział, że kobieta jest zbyt słaba by dalej walczyć. W końcu udało mu się pozyskać broń. Wymierzył cios w tył przeciwnika odwracając jego uwagę od rannej. Rozwścieczona kreatura zamachnęła się i uderzyła Beo w prawe ramię, tym samym wytrącając mu z ręki kij, którym się bronił. Chłopiec upadł na ziemie mocno krwawiąc. Bestia wydała z siebie przeraźliwy krzyk po czym zaczęła przymierzać się do uczty na dziecku. Młody wilk leżał bezbronny z zakrwawionym ramieniem, ciężko oddychając. Matce serce podeszło do gardła. Mimo ciężkich ran rzuciła się na pomoc chłopcu. W porę stanęła przed nim przyjmując cios w brzuch. Chwilę potem duhova została zabita przez jednego z wilków, zanim zadała śmiertelny cios. Kobieta zakaszlała krwią i upadła ciężko na ziemię, skąd szybko została zabrana przez mężczyznę, który im pomógł. Nada zdążył na czas zawiadomić o sytuacji w jakiej znajdowała się ta dwójka. Dlatego szybko wysłano do nich niezbędną pomoc. Obydwoje zostali przetransportowani wraz z innymi rannymi do szpitala w Gereset, gdzie zajął się nimi wyszkolony personel. Matka Beo przeżyła, ale szczęście nie trwało długo. Kobieta wpadła w śpiączkę, z której się już nie wybudziła. Zmarła 13 czerwca 2005 roku. Natomiast ojciec w tym czasie przejął władzę w stolicy i przestał się interesować synem. Wszystkie te wydarzenie były dla Beo traumą, którą długo przeżywał. Nie poddał się żadnej terapii. Po prostu pewnego dnia wyszedł ze swojego pokoju, nikim i niczym się nie przejmując, postanowił wstąpić do wojska. Ciężkie treningi miały zastąpić pustkę po stracie matki. Wcale nie chciał specjalnego traktowania, z racji iż jest synem króla. Wykonywał wszystkie ćwiczenia sumiennie. Był najlepiej wysportowany i najszybciej radził sobie z przeszkodami, otrzymywał najwyższe wyniki i w końcu awansował na dowódcę młodych. Tego również nie chciał. Po prostu tak zatracił się w tym co robi, że nie zauważył, kiedy stał się w tym tak dobry, a wciąż myślał o matce. Nie przestał rozmyślać nawet na sekundę. Każdej nocy modlił się za nią, a za dnia ćwiczył, by stać się dla niej silniejszym. Wszystko robił dla niej, ale nie dostawał w zamian żadnego znaku. Nie wiedział czy jest już szczęśliwa, czy go obserwuje, czy wciąż go kocha…Tego nie mógł stwierdzić. Może jest na niego zła za to, że się wtedy wtrącił, w końcu to przez niego umarła. Nieustannie zadawał sobie takie pytania, mimo iż na żadne nie znał odpowiedzi.


5 czerwca 2015 roku

W radiu i telewizji ogłoszone, iż dokładnie 13 czerwca odbędzie się ślub Beo Klijovy i Rubii Nabeseki w kościele św. Anastazji w Gerset. Po całym Lesie rozeszło się to w przeciągu kilku dni. Huczne wesele na blisko dwieście osób miało się odbyć w rocznice śmierci Nevadii Klijovy, matki Beo. Chłopak na wieść o tym wręcz wybuchł gniewem. Nie czekał z rozmową z ojcem. Nie rozumiał dlaczego on jest tak obojętny w stosunku do niego i zmarłej matki. Kiedyś Beo był jego jedynym synem, którego kochał, uczył łucznictwa, z którym chodził na ryby…Po śmierci Nevadii to przestało mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Wszystko co do tej pory budował runęło. Nie było już miejsca na wycieczki poza miasto i wspólne łowienie ryb, czy te długie rozmowy na biwaku, pod gołym niebem. On to zniszczył! To on jest wszystkiemu winien, jednak nie ma ani krzty współczucia, czy skruchy. W rocznice śmierci swojej żony, planuje ożenić jedynego syna z kimś kogo on nie kocha. Zaczął traktować Beo jak podwładnego, który ma wykonywać wszystkie jego rozkazy.
W drodze do komnaty ojca chłopak rozmyślał nad tym wszystkim, co nie dawało mu spokoju. Po chwili szedł już długim, bogato zdobionym korytarzem prowadzącym do pokoju, w którym przebywał jego ojciec. Przed drzwiami stało dwóch ochroniarzy, którzy na znak Beo natychmiast się odsunęli. Chłopak jednym kopnięciem wywarzył masywne dębowe wrota, a za nimi siedział Król Klijova- ojciec wilka. Obojętnym wzrokiem spoglądał na syna, po czym powstał z tronu i idąc w jego stronę z sarkazmem w głosie spytał –Czym spowodowany jest twój gniew przed ślubem, synu?
Chłopak miał ochotę porządnie go obić, jednakże wiedział, iż skończy wtedy w areszcie. Ojciec był zdolny do wszystkiego, począwszy od przymuszonego ślubu, przez areszt własnego dziecka, a kończąc na wygnaniu. Przecież był królem. Mógł wszystko, ale tylko jako władca…jako ojciec nie potrafił nic.
-Czym?! Ty śmiesz jeszcze pytać?!
-Nie rozumiem twego gniewu, czyż nie powinieneś cieszyć się swoim ślubem?
-Może i powinienem…ale nie w ten dzień i gdybym kochał Rubię!
-Twoje uczucia nie mają tu znaczenia, a data jest odpowiednia. Im szybciej tym lepiej.

Beo słysząc to stracił wiarę w to, że on się kiedykolwiek zmieni. Zapomniał o tak ważnej dacie. Na dodatek chce wtedy świętować, radować się, śmiać…kiedy jego syn będzie cierpiał. Nikt nie ogłosiłby wtedy rocznicy śmierci Nevadii. Już nikt prócz Beo nie pamięta tej daty. Wszyscy przez te dziesięć lat zapomnieli o tak cudownej kobiecie. Była miła, troskliwa, spokojna, opiekuńcza, pomagała innym bezinteresownie…była kochającą matką, żoną i przyjaciółką natury. Doskonale gotowała, wykonywała wszystkie prace domowe, wychowując przy tym dziecko. Wyszło jej to idealnie. Była także wrażliwa i uczciwa, jej dobroć nie znała granic. Takich ludzi w dzisiejszych czasach już się nie spotyka, mimo tego pamięć o niej również zginęła. Beo był gotowy bronić tego dnia i sprawić, by wszyscy na nowo je zapamiętali.
-Jeśli faktycznie wyprawisz to wesele, nie masz już syna…- młodzieniec spoważniał, a jego wzrok wyrażał chęć mordu. Po chwili ojciec odpowiedział:
-Jeżeli nie wstawisz się przed ołtarzem, nie masz po co wracać do Gereset, a jeżeli jednak to zlekceważysz, zostaniesz deportowany z Kral’u- chłopak był wstrząśnięty słowami własnego ojca. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Błagał Boga by zabrał jego zamiast Nevadię. Faktycznie chciał jego śmierci. Nie uważał go już za swojego ojca. Był dla Beo bezdusznym, nic nie wartym wrakiem, który porzucił rodzinę i zatracił się we władzy.
-Wiesz co jest 13 czerwca, czy już całkowicie o niej zapomniałeś?!- krzyczał ze łzami w oczach. -Tak wiem. To już nie ma dla mnie znaczenia- serce chłopaka rozpadło się na kawałki, a oczy zalały łzami. Jak ktoś tak mu bliski może nie mieć dla niego znaczenia? Przecież to okrutne. To nie moralne! Po prostu…to skamieniałe serce już dawno się pokruszyło. Tam już nic nie ma, ani miłości, ani Nevadii, ani Beo.
-Czym ty się tak szczycisz?- wysyczał ze łzami w oczach –To co masz nie jest nic warte. Jesteś bezduszny- chłopak wytarł łzy -Brzydzę się tobą- dodał z odrazą.
-WYJDŹ- donośny, przepełniony gniewem głos ojca rozniósł się po pałacu. Już kilka pięter niżej wszyscy ze zdziwieniem spoglądali po sobie, ale nikt nie wiedział co się stało.
-Deportujesz mnie?- spytał sarkastycznie Beo.
-Po prostu wyjdź! Nie mam ochoty cię oglądać!- rzekł, wracając na swój tron. Wtedy chłopak odwrócił się na pięcie i spokojnym krokiem wyszedł z komnaty. Kiedy opuścił korytarz, który niedawno przemierzał, jego chód przerodził się w paniczny bieg. Chłopak miał spuszczoną głowę. Chciał za wszelką cenę ukryć łzy, które na nowo zdobiły jego policzki. 


Był rozgoryczony, szukał w kimś oparcia, ale wszystkich odtrącił. Nadę, Rubię, służących w pałacu, którzy się o niego martwili, a matki też już nie miał…Powoli tracił grunt pod nogami. Sytuacja go przerastała. Jednakże on wciąż mógł wrócić. Ktoś, kto bezpowrotnie trafił do Lasu, nie ma tu rodziny, przyjaciół, ani nawet schronienia. Beo biegł przed siebie, nie wiedział dokąd chce biec i szczerze nie obchodziło go to. Pragnął –tak jak ona- po prostu uciec. Wtedy się spotkali. Na zboczu, na którym siedziała. Kiedy ich spojrzenia się zetknęły wszystko zaczęło się na nowo. Zarówno dla niego, jak i dla niej. Otworzyli przed sobą nowy rozdział, teraz razem piszą nową historię, która pozwoli im zapomnieć.

Tę rocznicę Beo zapamiętał dobrze i źle. Niby spotkało go dużo dobrego, ale powtarzają się te okropne wspomnienia z jego przeszłości. Jeśli ją teraz straci…sam nie wie co by zrobił, gdyby to się stało. Ale nie chce się dowiadywać. Woli, by każda noc ciągnęła się nieubłaganie i w niepewności, niż aby skończyło się to tak jak dziesięć lat temu.

Godzinę i następną, aż do zmroku, siedział przy jej łóżku. W nocy spał oparty o metalową ramę, budził się w obecności pielęgniarki proszącej, by opuścił salę. Oślepiająca biel korytarzy i pokoi szpitalnych przyprawiała go o mdłości. Nie mógł już znieść otaczającego go nieszczęścia, chorób i smrodu leków. Jego sińce pod oczami, blada skóra i ciągła obecność w szpitalu, to wszystko dla niej. On tak bardzo się stara, ale ona wciąż się nie budzi. Poświęciła się dla niego…gdyby nie stracił wtedy kontroli nad sytuacją nie musiałaby tego robić. Chłopak czuje się winny za to, że znalazła się w szpitalu. Teraz oglądając jej wypraną z uczuć, piękną twarz, szmaragdowe oczy, które zostały uwiezione pod powiekami…Chciałby je zobaczyć. Spojrzeć w tą głęboką zieleń, znów zatracając się w niej do reszty. Powoli wstał i nachylił się nad nią, trzymając się metalowego oparcia. Zbliżył do niej swoją twarz, przyglądając się delikatnym malinowym ustom blondynki. Niemalże czuł ciepło jej warg, ale coś go zatrzymało, usiadł z powrotem na krzesło i oparł się łokciami o łóżko.
-Jestem beznadziejny- wyszeptał zaciskając w rękach śnieżnobiałą pościel.
Następnego dnia Beo z samego rana przyszedł do tak znienawidzonego pokoju nr 256. Wyrzucił stare kwiaty, i wstawił nowe. Dzisiaj kupił tulipany. Siedząc na tym samym krześle co zwykle obserwował zielonooką i słuchał muzyki. Wsłuchując się w słowa piosenki patrzył na blondynkę.

„Jestem tu znów
Z dala od ciebie o tysiąc mil
Całkowity nieład, tylko rozproszone kawałki tego, kim jestem
Tak bardzo się starałem
Myślałem, że mogę zrobić to sam
Po drodze straciłem tak wiele”

Chłopak z trudem zatrzymywał łzy, które zbierały się w jego oczach. Wszystko co go otaczało sprawia, że myśli tylko o niej. Stracił ją…To prawda, nie mógł jej obronić. Tylko ona potrafi go scalić, nadać sens jego życiu, popchnąć do przodu, wskazać drogę. Bez Yanami, nie wie którędy podążać.

„Wtedy zobaczę twoją twarz
Wiem, że ostatecznie jestem twój
Znajduję wszystko, co myślałem, że zgubiłem wcześniej
Wzywasz me imię
Przybywam do ciebie w kawałkach
Byś mógł uczynić mnie całością”

Dlaczego tak bardzo te słowa go ranią? Droga, którą teraz idzie jest wyboista, kręta, niebezpieczna. Samotnie przemierza tysiąc mil, by ją zobaczyć, jednakże wciąż stoi w martwym punkcie. Nie może się ruszyć, jest jakby sparaliżowany. Nigdy tak naprawdę nie zastanawiał się co czuje do blondynki, kim dla niego jest…Cały czas sobie powtarza, iż Yanami jest dla niego najważniejsza, że pójdzie za nią na koniec świata. Mimo tego, nie potrafi powiedzieć dlaczego. Powiedział już kiedyś „Volim te”.
-Kocham ją- wyszeptał unosząc głowę. To ona zapełniła pustkę po stracie matki. Yanami uwolniła go od cierpienia. Po raz kolejny go uratowała, wyprowadziła z ciemności wzywając jego imię. Uczyniła go całością. To niepewność zatrzymuje go w miejscu. Kiedy w końcu zaakceptował swoje uczucia może ruszyć dalej. Czeka go jeszcze długa droga, ale nie spocznie puki nie sprowadzi Yanami z powrotem. Łzy, które wylał to początek, nowej historii. Nie pozwoli, by powtórzyła się tragedia sprzed dziesięciu lat.


*Królestwo Lisów*

W Lesie daleko od stolicy Majke, mieści się mała chatka, a w niej mieszka kobieta- nieugięta lisica, postrach Eufremii- miasteczka nieopodal Tenrou (stolicy). Legenda, władająca milionem mieczy i wszelką bronią, jaka tylko istnieje. Zna tysiące sztuki walk. Jest również piękną kobietą, o krótkich szarych włosach i mądrych rubinowych oczach. Siedziała na drewnianej posadzce, polerując swoją oręż. Wtem przed nią pojawił się wilczy posłaniec, z listem w pysku.
Wojowniczka zmarszczyła brwi i podeszła do przybysza z Kral'u. Pieczęć na kopercie wskazywała na wiadomość od samego Króla. Kobieta zaczęła czytać, a z każdym pochłoniętym słowem była coraz bardziej zdziwiona. Po zapoznaniu się z prośbą władcy sąsiedniej części Lasu spakowała najważniejsze rzezy i czym prędzej wyruszyła do Gereset.




wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 6 - Atak

Po odwołaniu ślubu, Yanami poprosiła by wszyscy mieszkańcy zebrali się na placu przed kościołem. Nie trwało to długo, jednakże nikt nie wiedział dlaczego tak nagle gromadzą tak liczną wspólnotę i w jakim celu. Dziewczyna stanęła na przeciwko nich, a po chwili jej głos nabrzmiał uszy cywili i rozszedł się po całym obrębie stolicy 
-Ja jestem następczynią Matki Lasu-Yanami Yukkaido.
Po tych słowach Ceres, która stała u boku blondynki ukłoniła się, a wraz z nią Beo. W ułamku sekundy wszyscy obywatele pokłonili się przed dziewczyną.
-Za niespełna dwadzieścia minut do miasta przybędzie horda zjaw, w celu spustoszenia Gereset. Mimo tego proszę zachować spokój. Kobiety i dzieci natychmiast przetransportować do schronu, natomiast wszyscy chętni i zdolni do walki niech teraz powstaną- Na twarzach mieszkańców malował się strach, niepewność, powaga. Jednakże każdy brał na poważnie słowa blondynki.
-Dziękuję za wszelką pomoc. Mam nadzieję, że damy radę przezwyciężyć złe duchy. Cieszy mnie, że zaakceptowaliście moją osobę. Wiem iż mam braki i wielu rzeczy nie potrafię, ale będę się starać, by godnie opiekować się Lasem- powiedziała uchylając czoła przed zgromadzonymi. Po czym Beo donośnym krzykiem oznajmił:
Dajmy z siebie wszystko! Nie zawiedźmy naszej Pani!- dodał patrząc złośliwie na Yan. Żyłka na jej czole zaczęła niebezpiecznie pulsować, a szeroki uśmiech nie wróżył nic dobrego dla chłopaka. Po tym ja Beo otrzymał od zielonookiej guza na głowie nastąpiło przegrupowanie wojska w celu dokonania koncentracji sił, aby lepiej obronić się przed duhovi (serb. zjawy). Ochotników przydzielono do poszczególnych jednostek m.in. piechoty, łuczników, kawalerii, artylerii i broni pancernej. Resztę mieszkańców zaprowadzono do schronów podziemnych pod Pałacem Klijova. Ceres wraz z Yanami i Beo stali na wieży bitewnej zamku, z której doskonale było widać poczynania przygotowawcze wojska. Chwilę potem dołączyli do nich Rubia oraz Król. Każdy korpus czekał już w gotowości na atak wroga. W sercach tkwił niepokój i lęk. Po chwili w uszach wszystkich rozbrzmiewał daleki jazgot duhovi, który zwiastował ich przedwczesne przybycie.

-Zostało jeszcze dziesięć minut! Dlaczego są już tak blisko?- Spytała Rubia -Być może przez głód wpadły w stan szaleństwa…Bezmyślnego podążania za ofiarą. Prawdopodobnie głód jaki odczuwały przez te lata, kiedy byłe przeze mnie zapieczętowane napędza je, dlatego niewątpliwie czas ich przybycia się skrócił- oznajmiła Ceres -Mimo tego nie sądziłam, że są aż tak zdesperowane- dodała.
-Od lat nie było tu takiej hordy…- rzekł zmartwiony Król.
-Duchy zostały pobudzone przez silną duszę, dlatego ich celem jest teraz ta o największej ilości renyu- wtrąciła była Matka Lasu -Czyli renyu Ceres je tak rozjuszyło?- spytał Beo -Nie- Odpowiedziała -Teraz to Yanami posiada najpotężniejszy zasób energii…Ja również mam silną duszę, jednakże to nie mnie poszukują duhovi- tłumaczyła.
-Czyli to ja jestem ich jedynym celem?- spytała zielonooka -Tak, mieszkańcy Gereset są tylko przeszkodą, dzięki której zyskują większą moc- rzekła z powagą Ceres. Wszyscy byli zmartwieni zaistniałą sytuacją. Do Yanami dotarło w końcu jak niepewny jest teraz jej los. Dziewczyna zaczęła żałować, iż przyjęła swoje przeznaczenie. Jej oczy były przesiąknięte przerażeniem. Była bezsilna wobec hordy zjaw domagających się jej duszy. Nie chciała umierać, to oczywiste. Nikt nie chciałby dowiedzieć się, iż zostanie zabity w ciągu najbliższych kilku minut. Blondynka podobnie jak reszta oniemiała widząc z oddali rozwścieczone duhovi. Dziewczyna poczęła wycofywać się, po czym upadła na bruk i złapała się za głowę. Wszyscy mocno zaszokowani podbiegli do zielonookiej.
-Yanami! Co się dzieje?!- pytał zmartwiony Beo, trzymając ją za ramiona. Blondynka wydawała się utracić kontakt ze światem. Wciąż trzymała się za głowę zaciskając w dłoniach włosy. Była skulona, nogi przysunęła do klatki piersiowej, a na nich oparła swój podbródek. Patrzyła ślepo przed siebie. Jej oczy zasnute były próżnią, natomiast skóra zrobiła się bledsza niż była. Nagłe spod powiek poczęły wypływać diamentowe łzy, zabarwione strachem i żalem. Każdy już wiedział dlaczego dziewczyna się boi. Nikt nie umiał postawić się w jej sytuacji, nikt również nie chciał jej stracić, a zwłaszcza Beo. Chłopak starał się jej pomóc, ale ona wciąż nie kontaktowała. Ceres położyła rękę na ramieniu wilka i kiwnęła głową na znak, by się odsunął. On posłusznie zrobił to, o co go poprosiła i oddalił się trochę. Była opiekunka Lasu uklęknęła przed blondynką i zamykając oczy zetknęła się z Yan czołami. Łzy momentalnie przestały wypływać, a uszy dziewczyny nabrzmiały słowa kobiety.
-Nie bój się. Nie masz czego, jesteś silna.
-Czuję, że nie dam rady!- Yanami biła się z myślami.
-Przezwyciężysz swój strach, bo masz w sercu coś cenniejszego niż wszystko, co istnieje na tej ziemi…
-Coś cenniejszego?
„Miłość”
Nagle oczy blondynki otworzyły się szeroko, a pierwsze co ujrzały to kruczoczarne włosy, wyraźne rysy twarzy i złote tęczówki, martwiące się o nią oraz czekające, aż do niego wróci. Yanami z uśmiechem przymknęła powieki i znów zaczęła wylewać łzy - łzy szczęścia. Uświadomiła sobie, że to miłość ją napędza do działania…daje jej odwagę. Nie do końca potrafi sprecyzować swoje uczucia ku tej osobie, a także nie wie czy je akceptuje. Jednakże jeżeli chce ruszyć dalej musi przyjąć tą miłość i dać jej szansę. Była ona już wystawiana na wiele prób i przetrzymała cały ten ból jaki za nimi szedł. Nie można bać się swoich uczuć, każde powstrzymane słowo, to jeden krok do tyłu. Dlatego aby się nie cofać wykrzyczmy całemu światu co tak naprawdę czujemy. Jedynym ograniczeniem jesteśmy my sami i nasz strach. Otwórzmy miłości drzwi do naszego serca i nie bójmy się tego, czy ktoś to zaakceptuje. Najważniejszym jest byśmy my ją akceptowali. Yanami również bała się swoich uczuć, aczkolwiek trafiły do niej słowa Ceres i tym samym przyjęła tę miłość całą, taką jak jest.
Prawdą jest, iż to uczucie niesie ze sobą szczęście, ale często boli, krzywdzi nas i to bardzo dotkliwie. Dlaczego aż tak? Ponieważ miłość jest najsilniejszym uczuciem i gdy tylko ktoś, kogo kochamy rani nasze serce…po prostu cierpimy. Nikt nigdy nie powiedział, że droga miłości jest prosta. Wręcz przeciwnie, ona tylko wydaje się taka być. By nią podążać musimy pokonać wiele zakrętów, gór, wybrakowanych mostów i niebezpiecznych dolin, czy lasów. Jednakże jeśli nie idziemy sami staje się ona prosta, przyjemna i daje nam wiele radości.
Dlatego Yanami nie podda się złym duhovi, które zmierzają ku bramom Gereset. Po chwili dziewczyna pełna ducha wstaje i stojąc na wprost Ceres mówi -Dziękuje- po czym znacząco przenosi wzrok na Beo i z powrotem na kobietę. Ceres tylko zaśmiała się a wraz z nią blondynka. Reszta osłupiona stojąc tylko i nie wiedząc dlaczego również zaczyna się śmiać.
-Musimy za wszelką cenę chronić Matkę Lasu- oznajmia Król.
-Myślę, że nie będzie to potrzebne…- uspokaja Yan –Chyba jednak potrzebne. Przecież wciąż nie potrafisz użyć swojej siły, prawda?- wtrącił Beo, który po chwili stał już naprzeciwko blondynki. Spojrzał na nią ciepło, po czym rzekł:
-Daj sobie pomóc…wiem, że zawsze wszystko chcesz robić sama, ale na razie musisz być chroniona- powiedział delikatnym, niskim głosem.
-A będziesz przy mnie?- tym pytaniem Yanami zbiła z tropu chłopaka. Wilk nie spodziewał się tego.
-Muszę być tam i walczyć, ale spokojnie Rubia, Ceres i mój ojciec tu są- odpowiedział z uśmiechem. Dziewczyna posmutniała. Bała się o chłopaka, dlatego chciała mieć go przy sobie. Zapomniała, iż on również się wtedy zgłosił, by pomóc wojsku bronić stolicy.
-Ale…- zaprzeczała zielonooka –Spokojnie. Dam sobie radę, przecież mnie znasz- uspokajał dziewczynę. Po chwili usłyszeli rozkaz oficera dowodzącego: Do wszystkich jednostek- zająć miejsca! Przygotować broń!
Beo pogłaskał Yanami po głowie i natychmiast zbiegł na dół i zajął swoją pozycję, a należał on bowiem do korpusu piechoty, dlatego stał w pierwszym, środkowym rzędzie. W sercach wszystkich gnieździł się niepokój. Każdy słysząc coraz głośniejszy, przeraźliwy jazgot wroga mocniej chwytał swoją broń. Ich oczy patrzyły na bramę i w pełni przygotowane wyczekiwały nadejścia oprawcy. Wszystkie bronie skierowane były ku wrotom-zabarykadowanym, aczkolwiek każdy wiedział, iż prędzej czy później duhovi się przez nie przedrą.

W ułamku sekundy z zarośli z hukiem zaczęły wybiegać rozwścieczone dusze. Serca zabiły mocniej, umysły zaczęły pracować na najwyższych obrotach, a we krwi płynąć adrenalina. Beo wkuł swój wzrok we wrogą istotę, po czym oddał strzał. Nabój z łatwością unieszkodliwił duhovę. Wszyscy widząc, iż chłopak zaczął walczyć na odległość również zaatakowali. Wilk mocniej wbił kolana w grunt i pewnie trzymając swą broń oddawał kolejne strzały. Oczy Yanami bacznie obserwowały poczynania złotookiego i wciąż martwiły się o niego. Dziewczyna modliła się, by wrócił żywy. W przeciwnym razie ona również nie ma po co żyć. Przysięgła sama sobie, że jeśli któreś go dosięgnie, ona nie zawaha się wkroczyć. Na chwilę obecną wszystko miał pod kontrolą, jednak blondynka wciąż trwała w niepewności.
Na polu bitwy nikt się nie obijał,  wszyscy odpierali atak wroga. Mimo iż brama wciąż była zamknięta, barykady zostały częściowo zniszczone. Beo trzymał rękę na pulsie, bez zastanowienia celował we wroga, po czym pozbywał się naboju. Coraz to szybciej pociągał za spust. Miał przed oczami obraz na wpół zniszczonych wrót powstrzymujących duhovi przed wejściem do Gereset. Wojsko również wiedziało, iż barykada długo nie wytrzyma. Chłopak zacisnął zęby i starał się wyrównać oddech. Na marne były jego próby, gdyż widok zniszczonych bram przesiąkł jego oczy, a wkrótce całkowicie stłumił pewność siebie. Nagle duchy poczęły przelatywać wśród wojska i walczących atakując ich i raniąc. Na wieży serca wszystkich zamarły. Yanami była przerażona, mimo tego wciąż wierzyła w lud Gereset i Beo, któremu sytuacja zaczęła wymykać się z pod kontroli. Co po chwila ktoś upadał na grunt, a duhovi zyskiwały energię. Krew lała się hektolitrami, a straty przeważały nad zasobem wojska. Wciąż ubywało walczących, ale i wrogów. Mimo tego przewaga leżała po stronie crne zemilji. Wojsko zaczęło powoli odzyskiwać kontrolę nad sytuacją. Aczkolwiek nie mogli opuścić teraz gardy, dlatego utrzymywali swoje określone tempo i szybko pozbywali się wroga. Wybuchy, strzały, krew i kłęby dymu towarzyszyły obecnie Gereset i ich mieszkańcom. Nikt nie spodziewał się ataku, ale dzięki szybkiej informacji zdołali się odpowiednio przygotować. Beo opracował swoją taktykę, czyli strzał-unik-obrona-strzał. Coraz to szybciej pozbywał się z oczu wroga. Jednakże przypłacał to kondycją. Im prędzej likwidował duhovi, tym szybciej się męczył, a w efekcie spowalniał swoje ruchy. Ogłuszający huk bomb, jazgot wrogich istot i krzyki rówieśników męczyły chłopaka. Stawał się słabszy, wolniejszy, a jego wzrok nie nadążał za sytuacją. Nagle jego ręce stały się ciężkie, a dłonie z trudnością trzymały broń. Coraz szybciej oddychał, nogi miał jakby z waty i po chwili również powieki odmówiły mu posłuszeństwa, przysłaniając chłopakowi pole widzenia. Wtem przeciwnik zaatakował wilka, a on ciężko ranny osunął się na grunt. Yanami nieustannie obserwowała Beo, dlatego gdy tylko spostrzegła jego upadek -tak jak sobie obiecała- bez wahania rzuciła mu się na pomoc. Jak najszybciej zbiegła schodami z wieży bitewnej i czym prędzej przemierzała pole bitwy, by dotrzeć do rannego wilka. Zgrabnie przedostawała się pomiędzy walczącymi, a duchami, ale po chwili wrogowie wyczuli potężną duszę i kierując się instynktem poczęły podążać za dziewczyną. Blondynka w porę dobiegła do chłopaka i upadła na kolana, biorąc go w objęcia. Przytuliła wilka do siebie, tym samym czując na dłoniach ciepłą, lepką krew pokrywającą tors chłopaka. Było jej tak dużo, że zabarwiła trawę swym szkarłatem, mało tego ona wciąż wypływała, co przeraziło Yanami.
Dziewczyna musi odeprzeć atak setki wściekłych, rządnych jej duszy, wrogich duhovi, a także oclić najbliższą jej osobę. Obydwie rzeczy są równie ważne, a liczy się każda sekunda. Yanami dysponuje tak wielką mocą, ale nie może jej uwolnić. Ten fakt przeszywał ją dogłębnie, raniąc i pozbawiając sensu życia. Uczucia brały górę nad rozsądkiem, a serce zielonookiej biło coraz szybciej. Nagle uniósł się porywisty wiatr, który wirował wokół rannego i Yan, która utraciła kontakt z rzeczywistością. Ziemia zaczęła pękać, a ze szpar wydobywać złociste światło przeszywające błękit nieba. Wszyscy ze zdziwieniem obserwowali nadnaturalne zjawisko, a oficer dowodzący wydał rozkaz odwrotu. Ranni i polegli zostali przetransportowani do wydziału szpitalnego w schronie pod pałacem. Natomiast Ceres, Rubia i Król wciąż stali na wieży i patrzyli na poczynania Matki Lasu.
Yanami stworzyła wokół siebie pole siłowe zachowujące duhovi w bezpiecznej odległości. Przyłożyła dłoń do rany chłopaka, po czym zaczęła wypowiadać zaklęcie „Екхимилус узети комад свог живота, покаје за грехе шуми, поврати своје здравље, његово срце поново пусти паљење!”. Po tych słowach wokół nich pojawił się krąg składający się ze złotych run, który z sekundy na sekundę pokrył obszar całego Lasu. W każdych jego częściach widniały charakterystyczne znaki o niepojętej sile, a po chwili zaczęły błyszczeć, emanując silną, ciepłą aurą. Wtem w środku wszystkich pięciu części Lasu pojawiła się pieczęć, z wnętrza których uwolniła się struga światła pędząca ku górze. Wszystkie pięć złączyło się nad crne zemilją. Tam poprowadziło ostatnią strugę złocistego światła do serca, w którym rodzą się duhovi, tym samym przebijając się przed jego skorupę. Dusze znajdujące się na polu bitwy cierpią, a w efekcie przeraźliwie skowyczą, rozpraszając się po całym, pustym obszarze. Niezwykła siła płynąca z serca dziewczyny przezwycięża mrok, przebija się przez skorupę i dociera do serca crne zemilji, paraliżując wszystkie duhovi. One również decydują się na odwrót. Niedługo potem znajdują się już w crne zemiliji. Serce w mgnieniu oka pochłania swoich mieszkańców, co daje Yanami szansę do szybkiego zapieczętowania złej energii. Dziewczyna wypowiada ostatnie zaklęcie i eliminuje wroga. Po chwili jest już po wszystkim, a kojąca moc Matki Lasu uzdrawia i wskrzesza zmarłych, tym samym lecząc Beo. Pieczęci, wraz z runami znikają, a powietrze znów staje się lekkie. Wszystko wraca do normy. Wilk budzi się w objęciach blondynki, aczkolwiek to on czuje teraz na sobie jej ciężar. Zielonooka powraca do swojego pierwotnego stanu, ale jest zbyt słaba, by utrzymać podstawowe funkcje życiowe. Przerażony chłopak natychmiast zanosi ją do wydziału szpitalnego.

Po minionej bitwie miasto wraca do swojej codzienności. Wszyscy ranni i polegli mogą znów pracować. Jedyną osobą, która nie wyszła z tego cała i zdrowa jest Yanami, która leży nieprzytomna w prawym skrzydle szpitalnym, na oddziale opieki w stanie wegetatywnym już od dwóch tygodni. Wciąż przy jej łóżku trwa Beo. Odwiedza ją też ojciec chłopaka, jak i Rubia wraz z Nadą Tamekim, którzy przez te wszystkie wydarzenia jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli. Teraz jednak wszyscy martwią się o blondynkę, której stan zdrowia wciąż jest niepewny, dlatego musi być podłączona do respiratora podtrzymującego ją przy życiu. Nawet Ceres nie jest w stanie nic poradzić. Wszystko zależy od dziewczyny i czasu, w jakim zregeneruje ona siły i będzie czuła się stabilnie by odłączyć ją od aparatury. Wygląda teraz jak bezbronna porcelanowa lalka, która walczy o życie. Jej złociste, długie włosy rozproszone po poduszce, a wyraz twarzy delikatny i niewinny. Czy ta lalka dostanie nowe życie? Czy może nigdy nie otworzy już swych szmaragdowych oczu…






*Wybaczcie mi że tak późno wstawiam rozdział, ale miałam pewne problemy z jego wstawieniem, bo był on już dawno napisany. Moja rozłąka z internetem mnie spowolniła ale wracam z podwojoną weną! Mam już prawie gotowy siódmy rozdział, więc kiedy tylko go dokończę natychmiast umieszczę go na blogu ^^
Do następnego posta Jagódki♥ (dawno się tak nie żegnałam xD)