Grafitowe niebo już dawno zostało pokryte gwiazdami. Księżyc słabo oświetlał jej drogę. Na szczęście wciąż prowadził ją błękitny gołąb. Bez niego już dawno by się zgubiła, szła już tak dwie godziny i nieustannie myślała o kobiecie która jej pomogła. Biła od niej tak spokojna i ciepła aura. Czuła, że jeszcze ją spotka. Nie mogła się też wyzwolić od słów które wypowiedział Beo.
Stanęła w miejscu i spojrzała w górę. Zamknęła oczy by stłumić łzy. Głęboko oddychała ponieważ jej serce biło tak mocno. Po chwili była już spokojna.
W pewnym momencie była jakby wyprana z uczuć. Jej oczy jakby zamglone, skóra jeszcze bardziej blada, a ciało w bezruchu.
Gołąb również się zatrzymał, jednakże podmuch wiatru szybko wytrącił go z równowagi. Ptak począł migotać, aż w końcu rozpłynął się w jakże ciężkim powietrzu. Atmosfera stała się przytłaczająca i mroczna. Niebo spowił krwisty płaszcz, a księżyc przysłoniły kłęby ciemnych wręcz czarnych chmur. Z pomiędzy drzew wylała się gęsta mgła, która znacznie
ograniczyła jej widoczność.
Kolejny podmuch wiatru z trudem przebił się przez zamglone jezioro.
Dziewczyna poczuła chłód, który otulał jej ciało. Zaczęła drżeć, w pośpiechu wyciągnęła z torebki swój czerwony płaszcz i okryła się nim. Założyła kaptur i poczęła biec przed siebie.
Naszło ją uczucie nostalgii, znów musiała przez to przechodzić.
Ten nieustanny bieg zdawał się trwać wieki, a było to zaledwie dziesięć minut.
W pewnym momencie zerwał się mocny wiatr. Yanami usłyszała dziwnie
brzmiące głosy, które po chwili nabrzmiały uszy dziewczyny przeraźliwym krzykiem-krzykiem udręczonych i cierpiących dusz. Blondynka zamarła, przeszły ją niemiłe dreszcze.
W pewnym momencie z pomiędzy drzew zaczęły wylatywać chordy dusz, z wyglądu przypominające duchy zwierząt. Mimo tego nie były to zwierzęta, tylko potwory, zjawy niosące zgubę i zniszczenie.
Dziewczyna była przerażona i wręcz pewna swojej śmierci.
Zamknęła oczy i zacisnęła pięści spuszczając głowę w dół. W ułamku sekundy w jej uszach zabrzmiał dźwięk dzwoneczków. Wtedy złocista poświata uderzyła jakby z nieba i stworzyła świetlistą kopułę otaczającą Yanami.
Dziewczyna w zdziwieniu otworzyła szeroko oczy obserwując wielką falę złych duchów pędzących w określonym kierunku. Wszystkie leciały w tą samą stronę. Były rozwścieczone. Oznaczało to wielki żer, porę na ucztę. Blondynka znajdowała się w crne zemilji. Jest to obszar na środku lasu, zamieszkiwany przez wszystkie złe duchy.
Zmierzały do miasta Gereset. Wybudzona obecnością Yanami, rozjuszona armia wyruszyła na bezlitosny i krwawy żer.Najpierw paraliżują ofiarę, po czym rozrywają jej ciało i pozyskują energie, zwaną renyu. Najsilniejszy umysł i dusza gromadzi najwięcej renyu. Matka Lasu dysponuje największą mocą i to jej najbardziej poszukują złe duchy. Gdy zgromadzą odpowiednią ilość energii, wykorzystują do uwolnienia ich przywódcy, serca nieczystego. Został on zapieczętowany w kwarcowym krysztale, przez śmiałka wybranego przez Ceres. Król, który podporządkował sobie crnę zemilję był niegdyś mieszkańcem Sume. Nietoperz, który zdradził swój lud był zamożny i miał uznanie wśród sumejczyków.
Jako znany szlachcic był zapraszany na liczne uczty i bankiety wysoko postawionych mieszkańców
Lasu, m.in. ówczesnego króla Kral'u- Alacaia Kljovę IV, pradziadka Beo.
Zielonooka patrzyła n niekończącą się armię rozwścieczonych dusz kierujących się do
Gereset na rzeź.
Chciała stąd jak najszybciej uciec ale wciąż coś trzymało ją tutaj i nie dawało jej odejść.
Beo jest teraz w mieście...jeśli tam dotrą...on...-myślała.
Do jej oczu napłynęły łzy, a oczy zasnuła mgła. Czuła się bezużyteczna...bezsilna.
Upadła na kolana, a po powiekach spływały rzeki słonych łez, lśniące w świetle księżyca niczym diamenty. Twarz była po prostu obojętna, nie wyrażała uczuć, natomiast w jej oczach widać było
smutek, samotność i ból.
Na powrót w jej uszach zabrzmiał dźwięk dzwoneczków, a w ułamku sekundy ukazała jej się kobieca postać, o ciemnej skórze, blond włosach, sięgających jej do kolan i białej sukni. Była otoczona mglistą, złotą poświatą, a tuż przy niej widniał błękitny gołąb, który do tej pory prowadził ją przez las. Jej oczy ze spokojem i radością patrzyły na Yanami. Dziewczyna uniosła głowę i spytała -Czego mnie chronisz?
-Jesteś tu za moim wezwaniem, więc muszę cię chronić. Chcę abyś tu była, nie możesz teraz zginąć...- oznajmiła kobieta.
-Nie mam przecież nic wspólnego z tym lasem! Jedyne co mnie tu spotkało to cierpienie...
-Masz z tym miejscem wiele wspólnego, aczkolwiek nie mogę ci tego teraz wytłumaczyć. Mamy mało czasu- rzekła do zielonookiej z poważniejszym wyrazem twarzy.
-Co to za stworzenia? Czy one faktycznie kierują się w stronę stolicy?- spytała przerażona blondynka.
-To udręczone, skażone złem dusze, które wieki temu przyporządkował sobie nietoperzy zdrajca, który ogłosił się wówczas królem crne zemilji.
-Zdrajca...czy on jeszcze żyje?
-Żyje ale został zapieczętowany przez wybranego przeze mnie wojownika czystego serca...- kobieta spojrzała w niebo, po czym znów na blondynkę i dodała -Pozyskują energię z duszy żywych istot...dzięki niej chcą go przywrócić do łask.
-Jak je powstrzymasz?- Yanami powoli łączyła ze sobą fakty -Czyli...ty jesteś Ceres?
-Tak, ale mój czas powoli się kończy. Do pewnego czasu miałam kontrolę nad crne zemilją, ale od niedawna sytuacja w Lesie zaczęła się psuć- rzekła zmartwiona.
-Jeśli dobrze pamiętasz, pierwszego dnia, kiedy znalazłaś się tutaj byłaś świadkiem Tamno punoća. To był początek tego co teraz jest- oznajmiła w pośpiechu.
-Ty jesteś moją jedyną nadzieją- rzekła do Yan. Natomiast dziewczyna była na tyle zdezorientowana, iż nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć. Spojrzała na Ceres, po czym przeniosła wzrok na krwisto czerwone niebo.
-Ale co ja mogę dla ciebie zrobić? Prawda jest taka, że jestem bezużyteczna- rzekła przymykając oczy.
Matka Lasu podeszła bliżej do dziewczyny i położyła dłoń na jej głowie,
z uśmiechem odpowiadając -Nosisz w sobie tyle dobrych cech, masz tak wiele dobrej energii i wciąż chcesz dzielić się nią z innymi- mówiła z uśmiechem -Twój pradziadek był taki sam. Teraz i ciebie czeka to przeznaczenie- pogłaskała ją delikatnie po głowie i odsunęła się na kilka kroków wyciągając ku Yanami dłoń. Wtem na jej ręce ukazał się kwarcowy kryształek otoczony złocistym blaskiem, biła od niego tak silna, dobra i pogodna aura.
-C-Czy ja jestem...twoją następczynią?-spytała niepewnie Yukkaido.
-Owszem jesteś, chcę ci podarować moją moc, niech przeznaczenie się wypełni...uratuj Las.
Zapieczętuj złe dusze i pozwól mi wreszcie zniknąć.
-Jak to zniknąć?!
-Tak jak już mówiłam mój czas jako Opiekunka Ceres się skończył, teraz chcę przekazać następnemu pokoleniu moc Matki Lasu, by móc po prostu zniknąć...dalej będę żyć, tylko jako wolny duch- Dziewczyna była rozdarta. Tak bardzo chciała wrócić do domu, do rodziny i przyjaciół...tak bardzo za nimi tęskni, ale wtedy nie uratuje tylu istnień, ile może zginąć po ataku złych dusz.
Jeśli przyjmie przeznaczenie jej świat już do końca obróci się do góry nogami.
Jeśli odmówi skaże na śmierć niewinnych mieszkańców Gereset.
Muszę podjąć słuszną decyzję...
Po chwili milczenia dziewczyna spojrzała pewnym wzrokiem na Ceres i rzekła wyciągając ku niej swoją dłoń -Ja Yanami Yukkaido przyjmuję swoje przeznaczenie i zgadzam się zostać kolejnym pokoleniem Opiekunów tego Lasu!- pochwyciła kwarcowy kryształ, a jej serce otworzyło się i połączyło z mocą którą dostała. Na jej ręku pojawił się charakterystyczny znak.
Wokół blondynki powstał krąg składający się z setek złotych run, które błyszczały na wszystkie strony złocistym blaskiem.
Po chwili wszystko powróciło do normalności, a Ceres rzekła do zielonookiej:
-Za około pół godziny do Gereset dotrą złe dusze, musimy dostać się tam przed nimi. Mamy ułatwione zadanie, ponieważ teraz większość mieszkańców znajduje się w kościele na ślubie Kljovy i Nabeseki- oznajmiła -Dotrzemy tam za pomocą teleportacji -kobieta pokazawszy Yanami jak użyć zaklęcia przeniosła je do Gereset.
Kościół było widać z daleka, jego szczyt sięgał ponad wszystkie budynki w stolicy, oprócz pałacu. który znajdował się nieco dalej od świątyni.
* w kościele *
Przy ołtarzu stoją dwa serca, które biją dla zupełnie innych osób. Złączeni z woli ojców, które miały wzmocnić ich pozycje w Kral'u, a także uczynić przyszłymi następcami tronu.
Przypisani sobie Rubia Nabeseki oraz Beo Kljova to dobrzy przyjaciele, są jak rodzeństwo. Wieść, iż mają się wkrótce pobrać wstrząsnęła nimi na tyle, że Beo pokłócił się z ojcem.
Chłopak zaświadczył, że nie ożeni się ze swoją przyjaciółką, ojciec natomiast nie słuchając jego zażaleń wydał mu rozkaz. Beo nie mógł już znieść presji jaką wywiera na nim rodzic, dlatego
zaczął mu się przeciwstawiać, aczkolwiek niewiele mu to dało.
W końcu wilk otrzymał nóż w plecy od ojca. Ten zaszantażował go, że jeżeli uniknie ślubu może nie wracać do Gereset.
Być wygnanym przez własnego ojca...chłopak całkowicie się załamał, dlatego postanowił uciec.
Po drodze spotkał ją. Dziewczynę o szmaragdowych oczach, które tak pięknie odbijały światło księżyca. Jej wzrok, kiedy ich spojrzenia po raz pierwszy się spotkały...była pewna siebie, nie bała się go, mimo tego, iż stwarzał zagrożenie. Żywa szmaragdowa zieleń świadczyła o jej
odwadze z jaką idzie przez życie.
Właśnie to podziwia w niej Beo. Po raz pierwszy odkąd chodzi po tej ziemi spotkał kogoś takiego.
Postawił sobie za cel podążać za nią i chronić ją, by po drodze była bezpieczna.
Chce iść razem z nią nawet na koniec świata. Mimo tego tyle przeszkód stoi mu na drodze, ciągle coś ich rozdziela, co sprawia, że chłopak ją rani.
Ile razy obieca sobie, iż więcej tego nie zrobi, tak po raz kolejny są daleko od siebie.
Jeśli teraz odpowie kapłanowi "tak" już nigdy jej nie zobaczy...będzie poza jego zasięgiem.
A tak bardzo chce ją poznać, pragnie zobaczyć ją w każdym świetle.
Teraz gdy jej nie ma...czuje się bezużyteczny. Jego celem jest spełniać jej marzenia, po prostu być przy niej.
Chce, by ona pomogła odnaleźć mu jego przeznaczenie...
Natomiast Rubia, jest od dawna zakochana w chłopaku o zielonych, nieco dłuższych włosach i granatowych oczach. Szlachetny, miły, pomocny i życzliwy. On od dłuższego czasu jest
sensem jej życia. Znają się od niemowlęcia, a Rubia od początku go faworyzowała,
a Beo zawsze karciła za jego wybryki. Od blisko dziesięciu lat jest w nim zakochana.
Nada Tameki, członek Armii Krajowej, skradł jej serce. Specjalnie dla niego
dołączyła do wojska, by być z nim przez cały czas.
Trenują razem, praktycznie codziennie.
Na dodatek mieszkają na przeciwko siebie, więc często komunikują się przez okna z ich sypialni.
Tylko przy Nadzie dziewczyna jest sobą, potrafi się otworzyć, opowiedzieć o swoich problemach.
Gdyby tylko wiedział, że tak naprawdę Rubia nie chce tego ślubu. Najchętniej wykrzyczała by to
Zmierzały do miasta Gereset. Wybudzona obecnością Yanami, rozjuszona armia wyruszyła na bezlitosny i krwawy żer.Najpierw paraliżują ofiarę, po czym rozrywają jej ciało i pozyskują energie, zwaną renyu. Najsilniejszy umysł i dusza gromadzi najwięcej renyu. Matka Lasu dysponuje największą mocą i to jej najbardziej poszukują złe duchy. Gdy zgromadzą odpowiednią ilość energii, wykorzystują do uwolnienia ich przywódcy, serca nieczystego. Został on zapieczętowany w kwarcowym krysztale, przez śmiałka wybranego przez Ceres. Król, który podporządkował sobie crnę zemilję był niegdyś mieszkańcem Sume. Nietoperz, który zdradził swój lud był zamożny i miał uznanie wśród sumejczyków.
Jako znany szlachcic był zapraszany na liczne uczty i bankiety wysoko postawionych mieszkańców
Lasu, m.in. ówczesnego króla Kral'u- Alacaia Kljovę IV, pradziadka Beo.
Zielonooka patrzyła n niekończącą się armię rozwścieczonych dusz kierujących się do
Gereset na rzeź.
Chciała stąd jak najszybciej uciec ale wciąż coś trzymało ją tutaj i nie dawało jej odejść.
Beo jest teraz w mieście...jeśli tam dotrą...on...-myślała.
Do jej oczu napłynęły łzy, a oczy zasnuła mgła. Czuła się bezużyteczna...bezsilna.
Upadła na kolana, a po powiekach spływały rzeki słonych łez, lśniące w świetle księżyca niczym diamenty. Twarz była po prostu obojętna, nie wyrażała uczuć, natomiast w jej oczach widać było
smutek, samotność i ból.
Na powrót w jej uszach zabrzmiał dźwięk dzwoneczków, a w ułamku sekundy ukazała jej się kobieca postać, o ciemnej skórze, blond włosach, sięgających jej do kolan i białej sukni. Była otoczona mglistą, złotą poświatą, a tuż przy niej widniał błękitny gołąb, który do tej pory prowadził ją przez las. Jej oczy ze spokojem i radością patrzyły na Yanami. Dziewczyna uniosła głowę i spytała -Czego mnie chronisz?
-Jesteś tu za moim wezwaniem, więc muszę cię chronić. Chcę abyś tu była, nie możesz teraz zginąć...- oznajmiła kobieta.
-Nie mam przecież nic wspólnego z tym lasem! Jedyne co mnie tu spotkało to cierpienie...
-Masz z tym miejscem wiele wspólnego, aczkolwiek nie mogę ci tego teraz wytłumaczyć. Mamy mało czasu- rzekła do zielonookiej z poważniejszym wyrazem twarzy.
-Co to za stworzenia? Czy one faktycznie kierują się w stronę stolicy?- spytała przerażona blondynka.
-To udręczone, skażone złem dusze, które wieki temu przyporządkował sobie nietoperzy zdrajca, który ogłosił się wówczas królem crne zemilji.
-Zdrajca...czy on jeszcze żyje?
-Żyje ale został zapieczętowany przez wybranego przeze mnie wojownika czystego serca...- kobieta spojrzała w niebo, po czym znów na blondynkę i dodała -Pozyskują energię z duszy żywych istot...dzięki niej chcą go przywrócić do łask.
-Jak je powstrzymasz?- Yanami powoli łączyła ze sobą fakty -Czyli...ty jesteś Ceres?
-Tak, ale mój czas powoli się kończy. Do pewnego czasu miałam kontrolę nad crne zemilją, ale od niedawna sytuacja w Lesie zaczęła się psuć- rzekła zmartwiona.
-Jeśli dobrze pamiętasz, pierwszego dnia, kiedy znalazłaś się tutaj byłaś świadkiem Tamno punoća. To był początek tego co teraz jest- oznajmiła w pośpiechu.
-Ty jesteś moją jedyną nadzieją- rzekła do Yan. Natomiast dziewczyna była na tyle zdezorientowana, iż nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć. Spojrzała na Ceres, po czym przeniosła wzrok na krwisto czerwone niebo.
-Ale co ja mogę dla ciebie zrobić? Prawda jest taka, że jestem bezużyteczna- rzekła przymykając oczy.
Matka Lasu podeszła bliżej do dziewczyny i położyła dłoń na jej głowie,
z uśmiechem odpowiadając -Nosisz w sobie tyle dobrych cech, masz tak wiele dobrej energii i wciąż chcesz dzielić się nią z innymi- mówiła z uśmiechem -Twój pradziadek był taki sam. Teraz i ciebie czeka to przeznaczenie- pogłaskała ją delikatnie po głowie i odsunęła się na kilka kroków wyciągając ku Yanami dłoń. Wtem na jej ręce ukazał się kwarcowy kryształek otoczony złocistym blaskiem, biła od niego tak silna, dobra i pogodna aura.
-C-Czy ja jestem...twoją następczynią?-spytała niepewnie Yukkaido.
-Owszem jesteś, chcę ci podarować moją moc, niech przeznaczenie się wypełni...uratuj Las.
Zapieczętuj złe dusze i pozwól mi wreszcie zniknąć.
-Jak to zniknąć?!
-Tak jak już mówiłam mój czas jako Opiekunka Ceres się skończył, teraz chcę przekazać następnemu pokoleniu moc Matki Lasu, by móc po prostu zniknąć...dalej będę żyć, tylko jako wolny duch- Dziewczyna była rozdarta. Tak bardzo chciała wrócić do domu, do rodziny i przyjaciół...tak bardzo za nimi tęskni, ale wtedy nie uratuje tylu istnień, ile może zginąć po ataku złych dusz.
Jeśli przyjmie przeznaczenie jej świat już do końca obróci się do góry nogami.
Jeśli odmówi skaże na śmierć niewinnych mieszkańców Gereset.
Muszę podjąć słuszną decyzję...
Po chwili milczenia dziewczyna spojrzała pewnym wzrokiem na Ceres i rzekła wyciągając ku niej swoją dłoń -Ja Yanami Yukkaido przyjmuję swoje przeznaczenie i zgadzam się zostać kolejnym pokoleniem Opiekunów tego Lasu!- pochwyciła kwarcowy kryształ, a jej serce otworzyło się i połączyło z mocą którą dostała. Na jej ręku pojawił się charakterystyczny znak.
Wokół blondynki powstał krąg składający się z setek złotych run, które błyszczały na wszystkie strony złocistym blaskiem.
Po chwili wszystko powróciło do normalności, a Ceres rzekła do zielonookiej:
-Za około pół godziny do Gereset dotrą złe dusze, musimy dostać się tam przed nimi. Mamy ułatwione zadanie, ponieważ teraz większość mieszkańców znajduje się w kościele na ślubie Kljovy i Nabeseki- oznajmiła -Dotrzemy tam za pomocą teleportacji -kobieta pokazawszy Yanami jak użyć zaklęcia przeniosła je do Gereset.
Kościół było widać z daleka, jego szczyt sięgał ponad wszystkie budynki w stolicy, oprócz pałacu. który znajdował się nieco dalej od świątyni.
* w kościele *
Przy ołtarzu stoją dwa serca, które biją dla zupełnie innych osób. Złączeni z woli ojców, które miały wzmocnić ich pozycje w Kral'u, a także uczynić przyszłymi następcami tronu.
Przypisani sobie Rubia Nabeseki oraz Beo Kljova to dobrzy przyjaciele, są jak rodzeństwo. Wieść, iż mają się wkrótce pobrać wstrząsnęła nimi na tyle, że Beo pokłócił się z ojcem.
Chłopak zaświadczył, że nie ożeni się ze swoją przyjaciółką, ojciec natomiast nie słuchając jego zażaleń wydał mu rozkaz. Beo nie mógł już znieść presji jaką wywiera na nim rodzic, dlatego
zaczął mu się przeciwstawiać, aczkolwiek niewiele mu to dało.
W końcu wilk otrzymał nóż w plecy od ojca. Ten zaszantażował go, że jeżeli uniknie ślubu może nie wracać do Gereset.
Być wygnanym przez własnego ojca...chłopak całkowicie się załamał, dlatego postanowił uciec.
Po drodze spotkał ją. Dziewczynę o szmaragdowych oczach, które tak pięknie odbijały światło księżyca. Jej wzrok, kiedy ich spojrzenia po raz pierwszy się spotkały...była pewna siebie, nie bała się go, mimo tego, iż stwarzał zagrożenie. Żywa szmaragdowa zieleń świadczyła o jej
odwadze z jaką idzie przez życie.
Właśnie to podziwia w niej Beo. Po raz pierwszy odkąd chodzi po tej ziemi spotkał kogoś takiego.
Postawił sobie za cel podążać za nią i chronić ją, by po drodze była bezpieczna.
Chce iść razem z nią nawet na koniec świata. Mimo tego tyle przeszkód stoi mu na drodze, ciągle coś ich rozdziela, co sprawia, że chłopak ją rani.
Ile razy obieca sobie, iż więcej tego nie zrobi, tak po raz kolejny są daleko od siebie.
Jeśli teraz odpowie kapłanowi "tak" już nigdy jej nie zobaczy...będzie poza jego zasięgiem.
A tak bardzo chce ją poznać, pragnie zobaczyć ją w każdym świetle.
Teraz gdy jej nie ma...czuje się bezużyteczny. Jego celem jest spełniać jej marzenia, po prostu być przy niej.
Chce, by ona pomogła odnaleźć mu jego przeznaczenie...
Natomiast Rubia, jest od dawna zakochana w chłopaku o zielonych, nieco dłuższych włosach i granatowych oczach. Szlachetny, miły, pomocny i życzliwy. On od dłuższego czasu jest
sensem jej życia. Znają się od niemowlęcia, a Rubia od początku go faworyzowała,
a Beo zawsze karciła za jego wybryki. Od blisko dziesięciu lat jest w nim zakochana.
Nada Tameki, członek Armii Krajowej, skradł jej serce. Specjalnie dla niego
dołączyła do wojska, by być z nim przez cały czas.
Trenują razem, praktycznie codziennie.
Na dodatek mieszkają na przeciwko siebie, więc często komunikują się przez okna z ich sypialni.
Tylko przy Nadzie dziewczyna jest sobą, potrafi się otworzyć, opowiedzieć o swoich problemach.
Gdyby tylko wiedział, że tak naprawdę Rubia nie chce tego ślubu. Najchętniej wykrzyczała by to
w głos...ale boi się zawieźć ojca. Uszanowała jego wolę, gdyż on postawił jej warunek.
Jeżeli nie dojdzie do ślubu- koniec z wojskiem.
Dla wilczycy było by to przekreśleniem jej planów co do Nady. Nie widywali by się
praktycznie wcale. A każda minuta bez niego jest dla jej serca bolesna.
Teraz Beo i Rubia stoją przed ołtarzem i są coraz bliżej złożenia sobie przysięgi, która ich nie złączy tylko zniewoli. Dziewczyna czuje niepokój, natomiast chłopak wciąż myśli o Ynami, która biegnie w stronę kościoła wraz z Ceres. Nastała cisza, wszyscy powstali, a kapłan zwrócił się do Beo, po czym wilk niepewnie zaczął powtarzać:
-Ja Beo Kljova biorę Ciebie Rubię Nbeseki za żonę..- zatrzymał się i ukradkiem spojrzał na drzwi, czy KTOŚ przez nie nie wszedł...- Coś nie tak?- spytał kapłan. Pan młody ocknął się i powtarzał słowa księdza -i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...- w dalszym ciągu nie mógł dokończyć tych słów. Po prostu jej nie kochał. Więc jak mógł jej teraz ślubować miłość i kłamać przed samym Bogiem? Zebrał się w sobie i podniósł wzrok na Rubię i uśmiechnął się złośliwie, jak to miał w zwyczaju. Następnie odwrócił się do zgromadzonych w kościele i całkiem pewny siebie wykrzyczał to, na co nie miał odwagi. W końcu wziął przykład z Yanami. To co w niej podziwia to ta odwaga. Teraz pora by pokazał na co go stać. Musi zakończyć to żałosne przedstawienie.
-Jako że zostaliśmy zmuszeni do tego ślubu, nie możemy przysięgać przed Bogiem, czegoś co jest kłamstwem. Nie kocham Rubii, nie chcemy zniszczyć sobie życia, w końcu dopiero co je
zaczęliśmy.
-Beo...-zaczął ojciec Kljovy -przestań się wygłupiać...
-Nie tato...to ty przestań oczekiwać czegoś, czego ode mnie nigdy nie otrzymasz.
-Uważaj na słowa!
-Przestałem uważać już wtedy, kiedy zagroziłeś własnemu synowi wygnaniem z miasta!
Władza to jedno, a ojcostwo to drugie! Nie możesz sobie tego od tak łączyć!- nagle Beo zaczął wyrzucać z siebie wszystko, co tak długo w sobie tłumił. Ojciec był zdziwiony obrotem sytuacji:
-Jak śmiesz się tak do mnie odz...- wtem przerwał mu chłopak
-Wydajesz mi rozkazy jakbym był twoim podwładnym! Dosyć mam tego co robisz, tego co
mówisz...mam cię po prostu już dość!- w końcu to z siebie wyrzucił. Wprawił go w poczucie winy, wstydu...Tyle lat to znosił, miał obowiązek mu służyć. Teraz to już koniec. Po całej tej dyskusji Beo zakończył to ostateczną kwestią:
-Kiedy zaczniesz mnie w końcu szanować?
Po tym zbiegł z ołtarza i z hukiem wyważył drzwi. Jego oczy starały się dojrzeć gdzieś blondynkę, jednakże nigdzie jej nie było. Naprowadził go słuch. Do jego uszu znów trafił ten delikatny i kojący głos, który tym razem go wyzywał. Chłopak zaczął biec w stronę dwóch niewyraźnych osób.
Jena z nich była tak mała, iż Beo od razu wiedział czyja to sylwetka.
Czuł się wspaniale. Wróciła po niego, nie opuściła go. Chciała przerwać ślub.
Już za chwilę Beo miał dziewczynę w ramionach. Ona jak zwykle wybuchła płaczem, jednakże niedoszły pan młody również był bliski wylewu łez.
Yanami mocno trzymała go, tak jakby miał jej zaraz uciec, mocno zacisnęła ręce na jego marynarce i wtulona w niego głośno łkała.
Niedługo potem wszyscy wyszli na plac przed kościołem i poczęli przyglądać się dwójce
"przyjaciół". Beo nieco skrępowany zaistniałą sytuacją szepnął do dziewczyny, by się trochę uspokoiła -Hej...no już wszyscy się gapią...- zaśmiał się.
-Zamknij się!- krzyknęła mocniej wtulając się w jego tors.
-Hej to boli- wciąż żartował, chociaż jej uścisk wcale nie był lekki.
-Miałeś się zamknąć- powtórzyła zadzierając do góry głowę. Nadymała policzki i z rumieńcami na twarzy "biła" go po głowie.
Na twarzach wszystkich pojawił się uśmiech. Nawet wkradł się on na oblicze ojca Beo, który najwyraźniej zrozumiał swoje błędy. Teraz wszystko powraca do normy.
Jedyne co stoi na przeszkodzie to atak ze strony crne zemilji...
Przepraszam że nie wstawiałam rozdziałów ale mi się po prostu nie chciało xD
Nie miałam weny, szkoła na dokładkę...po prostu cudo *___* Teraz za to wstawię Wam dwa pod rząd ;>
Jeżeli nie dojdzie do ślubu- koniec z wojskiem.
Dla wilczycy było by to przekreśleniem jej planów co do Nady. Nie widywali by się
praktycznie wcale. A każda minuta bez niego jest dla jej serca bolesna.
Teraz Beo i Rubia stoją przed ołtarzem i są coraz bliżej złożenia sobie przysięgi, która ich nie złączy tylko zniewoli. Dziewczyna czuje niepokój, natomiast chłopak wciąż myśli o Ynami, która biegnie w stronę kościoła wraz z Ceres. Nastała cisza, wszyscy powstali, a kapłan zwrócił się do Beo, po czym wilk niepewnie zaczął powtarzać:
-Ja Beo Kljova biorę Ciebie Rubię Nbeseki za żonę..- zatrzymał się i ukradkiem spojrzał na drzwi, czy KTOŚ przez nie nie wszedł...- Coś nie tak?- spytał kapłan. Pan młody ocknął się i powtarzał słowa księdza -i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...- w dalszym ciągu nie mógł dokończyć tych słów. Po prostu jej nie kochał. Więc jak mógł jej teraz ślubować miłość i kłamać przed samym Bogiem? Zebrał się w sobie i podniósł wzrok na Rubię i uśmiechnął się złośliwie, jak to miał w zwyczaju. Następnie odwrócił się do zgromadzonych w kościele i całkiem pewny siebie wykrzyczał to, na co nie miał odwagi. W końcu wziął przykład z Yanami. To co w niej podziwia to ta odwaga. Teraz pora by pokazał na co go stać. Musi zakończyć to żałosne przedstawienie.
-Jako że zostaliśmy zmuszeni do tego ślubu, nie możemy przysięgać przed Bogiem, czegoś co jest kłamstwem. Nie kocham Rubii, nie chcemy zniszczyć sobie życia, w końcu dopiero co je
zaczęliśmy.
-Beo...-zaczął ojciec Kljovy -przestań się wygłupiać...
-Nie tato...to ty przestań oczekiwać czegoś, czego ode mnie nigdy nie otrzymasz.
-Uważaj na słowa!
-Przestałem uważać już wtedy, kiedy zagroziłeś własnemu synowi wygnaniem z miasta!
Władza to jedno, a ojcostwo to drugie! Nie możesz sobie tego od tak łączyć!- nagle Beo zaczął wyrzucać z siebie wszystko, co tak długo w sobie tłumił. Ojciec był zdziwiony obrotem sytuacji:
-Jak śmiesz się tak do mnie odz...- wtem przerwał mu chłopak
-Wydajesz mi rozkazy jakbym był twoim podwładnym! Dosyć mam tego co robisz, tego co
mówisz...mam cię po prostu już dość!- w końcu to z siebie wyrzucił. Wprawił go w poczucie winy, wstydu...Tyle lat to znosił, miał obowiązek mu służyć. Teraz to już koniec. Po całej tej dyskusji Beo zakończył to ostateczną kwestią:
-Kiedy zaczniesz mnie w końcu szanować?
Po tym zbiegł z ołtarza i z hukiem wyważył drzwi. Jego oczy starały się dojrzeć gdzieś blondynkę, jednakże nigdzie jej nie było. Naprowadził go słuch. Do jego uszu znów trafił ten delikatny i kojący głos, który tym razem go wyzywał. Chłopak zaczął biec w stronę dwóch niewyraźnych osób.
Jena z nich była tak mała, iż Beo od razu wiedział czyja to sylwetka.
Czuł się wspaniale. Wróciła po niego, nie opuściła go. Chciała przerwać ślub.
Już za chwilę Beo miał dziewczynę w ramionach. Ona jak zwykle wybuchła płaczem, jednakże niedoszły pan młody również był bliski wylewu łez.
Yanami mocno trzymała go, tak jakby miał jej zaraz uciec, mocno zacisnęła ręce na jego marynarce i wtulona w niego głośno łkała.
Niedługo potem wszyscy wyszli na plac przed kościołem i poczęli przyglądać się dwójce
"przyjaciół". Beo nieco skrępowany zaistniałą sytuacją szepnął do dziewczyny, by się trochę uspokoiła -Hej...no już wszyscy się gapią...- zaśmiał się.
-Zamknij się!- krzyknęła mocniej wtulając się w jego tors.
-Hej to boli- wciąż żartował, chociaż jej uścisk wcale nie był lekki.
-Miałeś się zamknąć- powtórzyła zadzierając do góry głowę. Nadymała policzki i z rumieńcami na twarzy "biła" go po głowie.
Na twarzach wszystkich pojawił się uśmiech. Nawet wkradł się on na oblicze ojca Beo, który najwyraźniej zrozumiał swoje błędy. Teraz wszystko powraca do normy.
Jedyne co stoi na przeszkodzie to atak ze strony crne zemilji...
Przepraszam że nie wstawiałam rozdziałów ale mi się po prostu nie chciało xD
Nie miałam weny, szkoła na dokładkę...po prostu cudo *___* Teraz za to wstawię Wam dwa pod rząd ;>